NA JARMARKU BOŻONARODZENIOWYM W AKWIZGRANIE

Drukuj

 

ac jarmark 2015 2 

Na miesiąc przed Bożym Narodzeniem rozpoczyna się w Akwizgranie Weihnachtsmarkt, Jarmark Bożonarodzeniowy. Już dwa tygodnie wcześniej nie można przejść przez rynek i Katschohof, gdyż wszędzie ustawiane, budowane są stragany, budy, instalowana jest elektryczność, dopływ wody, trzeba też zadbać – jesteśmy w końcu w kraju, w którym ordnung to rzecz podstawowa – o pojemniki na odpady. Katschhof to plac między słynną akwizgrańską katedrą i gotyckim ratuszem, jednym z największych w Europie. Oba place zapełnią się od 22 listopada do 23 grudnia dziesiątkami, ach, setkami turystów, którzy zjadą tu, jak co roku, ze wszystkich stron Europy. Około 1,5 miliona gości odwiedza corocznie akwizgrański jarmark. Słychać tu oprócz niemieckiego przede wszystkim język francuski, niderlandzki i angielski. Od czasu do czasu pojawia się też grupa Polaków lub Czechów, choć rzadko. Jeszcze.

Jarmark Bożonarodzeniowy w Akwizgranie jest od lat magnesem przyciągającym turystów. Stada autobusów docierają na przedmieścia, wyrzucają ze swoich wielkich brzuchów masy ludzkie, które niekończącym się korowodem zgodnie ciągną w jednym kierunku: na Stare Miasto. I tak wyglądać będzie miasto przez cały miesiąc.

Tradycja tego jarmarku nie jest wcale taka długa, dopiero w latach siedemdziesiątych XX wieku zorganizowano po raz pierwszy piernikowy jarmark „Printenmarkt” wokół pięknej neoklasycystycznej pijalni wody zdrojowej Elisenbrunnen. Kilka lat później przeniesiono jarmark na rynek, rozbudowano i urozmaicono ofertę. Teraz nie można opędzić się od sympatyków. Niektórzy przyjeżdżają do Akwizgranu co roku od wielu lat. Są zachwyceni atmosferą, a tłok nie tylko im nie przeszkadza. Twierdzą, że jest on nieodłącznie związany z Jarmarkiem. Tak powiada pan Andrzej, stary Polonus z Zagłębia Rury. I wystawia nos na wiatr, by znów poczuć zapach pierników.

Oprócz kiełbasek, frytek, placków ziemniaczanych, pieczarek w sosie czosnkowym, smażonych ryb itd. można tu popróbować słodkich przysmaków, takich jak crepes, gofry, bułki na parze w sosie wiśniowym, ciepłych racuchów z kawałkami owoców – słowem palce lizać. Wszystko to zakrapia się potem grzańcem, zwanym tu glühwein, białym lub czerwonym, w zależności od wina, które jest jego podstawą. Cała Europa zdaje się go lubić, dobrze więc, że zjeżdża autobusami. Inaczej na drogach i autostradach byłoby jeszcze niebezpieczniej.

 

Oczywiście nie tylko na grzańca jedzie się do Akwizgranu. Miasto to słynie, podobnie jak Toruń z pierników, nazywanych tutaj z flamandzka printami. Ciasto tego świątecznego specjału wyrabia się podobnie, jak do toruńskich pierników. Do Akwizgranu dotarły one z belgijskiego Dinant. Przed wiekami wypiekano printy raz w roku. Nie tylko dlatego, że były drogie. Wyrabianie ciasta wymagało siły atlety, więc zatrudniano do tego chętnie bezrobotnych w okresie zimy murarzy. Wyrobione ciasto wędrowało na jakiś czas do piwnicy. Przed świętami opuszczało piwniczne mroki, by poddać się ponownej obróbce. Dopiero teraz wyciskano je formami z mosiądzu lub miedzi. Stąd właśnie nazwa, w niederl. prent – wyciskać. Na samym początku, gdzieś w odchłaniach XVI wieku piekarz produkujący printy musiał więc być też po trosze metalurgiem, gdyż sam wytwarzał formy dla własnych potrzeb. Miało to tę dobrą stronę, że od jego inwencji twórczej zależała różnorodność oferty. Nie tylko więc gwiazdki, gwiazdory, choinki zdobiły sklepową ladę, ale i laleczki, żołnierzyki i różne zwierzątka. Z czasem udoskonalono technikę produkcji, a w dziesiejszej epoce zmechanizowania wszystkiego, co da się zmechanizować, printy produkuje się przez cały rok w fabryce Lambertza i wszystkich lokalnych piekarniach. Receptura wyrobu jest oczywiście wiedzą tajemną, gdyż najważniejsze były proporcje użytych przypraw. Dwie wersje, miękką i twardą można kupić w czekoladzie, z orzechami, migdałami itd. Oferta jest więc bogata – i tym trudniejsza decyzja. Jak więc nie przywieźć z Akwizgranu paczki lub pięknie zdobionej puszki z printami, w lokalnym dialekcie zwanymi „Öcher Prenten”?

 

Jarmark Bożonarodzeniowy w Akwizgranie to również bogata oferta artystów i rzemieślników. Niektórzy przyjeżdżają tu nawet z dalekiej Polski, by zaoferować piękne wyroby z bursztynu i srebra – niedoścignione wzory polskiej biżuterii zawsze zachwycają kupujących. Skóra, drewno, piękne świece, ozdoby choinkowe i biżuteria, wszystko nastrojowo oświetlone, nie wiadomo na czym najpierw zawiesić oko. W tle płynie muzyka za katatrynki, nakręcanej już od dziesięcioleci przez znanego w mieście katarzyniarza, odzianego niezmiennie we frak i z cylindrem na głowie. Od czasu „strajku” w związku z podniesionymi opłatami Gemy, nie słychać tutaj już angielskojęzycznych gwiazdkowych hitów. I tylko od czasu do czasu przez megafony ostrzega się turystów w czterech językach przed kieszonkowcami. Panie łapią się wtedy za torebki i przesuwają je na brzuchy, i tak „ciężarne” maszerują zadowolone od straganu do straganu, panowie zaś instynktownie, kontrolnym ruchem przesuwają ręką po tylnej kieszeni. Chyba tylko po to, żeby złodziej wiedział, w której trzymają portfel.

 

Każdy gość jarmarku może tu nabyć czerwoną lub granatową czapeczkę z małymi migającymi lampkami. Jest to bardzo mądre rozwiązanie. Gdy bowiem taki delikwent po siódmym grzańcu zapomni, skąd jest i jak się nazywa, a znienacka zaśnie na krawężniku, to przynajmniej jest jakaś szansa, że nie zostanie przejechany przez samochód lub potrącony przez rowerzystę – ubranego również w czerwoną czapeczkę z lampkami...

Wesoło jest na jarmarku w Akwizgranie, więc i my, mieszkańcy miasta, choć widzieliśmy go wiele razy, co roku sprawdzamy, czy grzaniec jest tak samo dobry, jak w ubiegłym roku. De gustibus non est disputandum, ale i tak najpierw spróbować należy.

Ponadto można też przy okazji zwiedzić to piękne stare i tak ważne dla historii Niemiec miasto na granicy z Belgią i Holandią. Spacery po mieście oferowane są nawet w języku polskim. Dlatego warto już wcześniej zaplanować wycieczkę do Akwizgranu, aby na świątecznym stole znalazły się także akwizgrańskie łakocie.

 

                                                                                                                                                        Renata A. Thiele

Akwizgrański Jarmark Bożonarodzeniowy czyli Aachener Weihnachtsmarkt, odbył się w 2015 roku po raz czterdziesty! Otrzymał też Srebrną Plakietkę w rankingu na „Best Christmas Market 2015” jako prawie najlepszy, zaraz po Strasburgu. Nic więc, jak tylko do Akwizgranu!

 

Renata A. Thiele, od ćwierć wieku mieszkająca w Akwizgranie jest lektorką języka polskiego i niemieckiego na tutejszych uczelniach, tłumaczką, przewodniczką i redaktorką naczelną polsko-niemieckiego magazynu „Polregio” wydawanego w latach 2005-2010) i autorką powieści prawie-kryminalnych. W 2014 roku wydała pierwszą powieść Eine Heilige Sache (o kradzieży akwizgrańskich relikwii). Wiosną 2016 roku ukaże się kolejna Die verlorenen Noten (Zaginione nuty) opowiadająca o pobycie Fryderyka Chopina w Akwizgranie i co z tego wynikło w XXI wieku. Kilka jej opowiadań ukazało się również w Polsce w wydawnictwie literackim „Pro Libris” w Zielonej Górze.