W 140. ROCZNICĘ URODZIN OLGI BOZNAŃSKIEJ

Drukuj

 

Olga

 

Olga Boznanska - autoportret

 

MALARSTWO TO MOJE SZCZĘŚCIE I INNEGO NIE PRAGNĘ NA ŚWIECIE

 

Dziewiętnastowieczne Monachium było jednym z najważniejszych w Europie ośrodków kształcenia artystycznego. Niezwykle ważną rolę oprócz Akademii Sztuk Pięknych odgrywały tam prywatne szkoły rysunku i Kunstverein. W bawarskiej stolicy warsztat doskonalili m.in. tacy polscy artyści, jak Jan Matejko, Józef Chełmoński, Adam Chmielowski (św. Brat Albert), Jacek Malczewski, bracia Kossakowie i Gierymscy.

Monachium – malarska Mekka

 

Do tej malarskiej Mekki w wieku niespełna 20 lat przybyła również jedna z najznakomitszych później malarek europejskich, pochodząca z Krakowa Olga Boznańska. Według jej ojca, Monachium było bowiem alternatywą dla „zepsutego Paryża”. Tak też w 1886 roku Olga podjęła naukę w prywatnej szkole (gdyż wyższe uczelnie w Monachium były dla kobiet niedostępne), a trzy lata później wynajęła pracownię, w której doskonaliła technikę, kopiując obrazy mistrzów z monachijskiej Pinakoteki. W tym czasie dużo podróżowała po Europie, wystawiając swoje prace i zdobywając kilka międzynarodowych wyróżnień. Jej ojciec martwił się, co prawda, że Olga dużo pracuje i wygląda jak trup (...), zabija się herbatą, papierosami i niejedzeniem, lecz okres monachijski był najszczęśliwszym i najbardziej beztroskim czasem w jej życiu. Malowałam zażarcie od rana do nocy, nie bywałam prawie nigdzie, a żyłam entuzjazmem dla sztuki – wspominała po latach. W Monachium nikt nie podważał jej artystycznych kompetencji, czego dowodem jest fakt, że w 1895 objęła kierownictwo Szkoły Malarskiej. Mimo zagranicznych sukcesów. Boznańska cały czas utrzymywała kontakt z rodzinnym miastem i wysyłała swoje prace na krakowskie wystawy. Niestety – jak pisał Boy-Żeleński – tutejsi mieszczanie woleli wpatrzonych w historię Polski epigonów Matejki i Siemiradzkiego (..., a) prace Boznańskiej były przedmiotem pośmiewiska.

Paryż

W wieku 33 lat malarka zdecydowała się na przeprowadzkę do Paryża. Nie stanowiło to dla niej większego problemu. Bowiem jako córka rodowitej Francuzki, od dziecka władała dwoma językami, miała również w Paryżu kuzyna malarza, który pomagał jej w organizowaniu wystaw. Twórczości poświęciła się malarka całkowicie, nie zwracając uwagi na brak jakichkolwiek perspektyw finansowych, w zamian za co początek XX wieku przyniósł jej kolejne nagrody oraz Francuską Legią Honorową, a krytycy zachwycali się jej obrazami: Panna de Boznańska nie maluje oczu, tylko spojrzenie, nie maluje ust, ale uśmiech lub łkanie... Malarka posiada cudowny dar wydobywania duchowości ... jest sędzią śledczym nadzwyczaj przenikliwym. Sama Boznańska pisała, że jej obrazy są uczciwe, pańskie /czyli eleganckie, wykwintne/ i nie ma w nich maniery ani blagi, a Stanisław Wyspiański, kiedy ujrzał na wystawie Portret matki artystki, miał zapytać: Jakże tu też malować, kiedy pani Boznańska robi takie cudne obrazy?

 

Portrety

 

W dwudziestoleciu międzywojennym Olga stała się wziętą paryską portrecistką. Namalowała podobizny m.in. Sienkiewicza, Konopnickiej, Artura Rubinsteina i wielu zamożnych Amerykanów. Prace artystki doceniono i wystawiano w całej Europie. Charakteryzowały się fascynacją nie formą a kolorem. Oddziaływanie barw na siebie, ich zmienność, zależność od światła stanowiły inspirację dla malarki, poza tym obrazy jej są mgliste, pozbawiane ostrych konturów, skala barw jest oszczędna. Często gości na nich szarość we wszystkich swoich odcieniach. Boznańska osiągnęła mistrzostwo w portretowaniu modeli, była nieskończenie przenikliwą portrecistką, wczuwającą się bezbłędnie w psychikę człowieka. Pisano, że odsłania nie tylko twarze swych modeli, ale ich moralną osobowość. Precyzja pędzla i analiza osobowości portretowanych wymagała jednak czasu. Malarka Zofia Stryjeńska tak podsumowała w swoich pamiętnikach tempo pracy Boznańskiej: Malowała powoli, portret robiła wprost latami. Model się zestarzał, wyłysiał, ożenił, schudł, musiał pozować, chciał czy nie chciał, chyba, że umarł.

Bez malarstwa żyć nie chciała

 

Póki Oldze dobrze się wiodło, jej paryska pracownia stanowiła modne miejsce spotkań artystów i intelektualistów. Lista adoratorów i sympatii Boznańskiej była długa i zawsze gościli u niej dużo młodsi mężczyźni. Zapewne dlatego sama artystka chętnie odmładzała się o pięć lat. Nie zdecydowała się jednak nigdy na stały związek, bojąc się, że przeszkodzi jej on w realizacji artystycznego powołania. Boznańska była ekscentryczką. Nosiła długie czarne suknie i staromodne kapelusze. W pracowni przy Bulwarze Montparnas nie pozwoliła podłączyć elektryczności. Hodowała mnóstwo zwierząt. Miała psa Qui-Qui, koty, myszy, papugę i kanarki. Rzadko się uśmiechała, ale nawet, gdy przyszło jej żyć w ubóstwie, pozostała damą.

Od 1931 roku stan nerwowy artystki zaczął się pogarszać. Coraz bardziej dziwaczała, odsunęła się od ludzi, przestała dbać o wygląd. Kompletne załamanie przyszło z końcem 1934, wraz z samobójczą śmiercią siostry Izy – utalentowanej pianistki, ale alkoholiczki i morfinistki. Sytuacja nie uległa poprawie nawet po tym, gdy w 1938 roku malarka zdobyła nieoczekiwanie Grand Prix paryskiej Wystawy Światowej, a podczas Biennale w Wenecji sprzedano kilka jej obrazów. Umarła na zapalenie płuc w październiku 1940 roku w paryskim Szpitalu Sióstr Miłosierdzia. Malowała do końca życia, gdyż bez sztuki, bez możliwości pracy, żyć nie potrafiła i nie chciała. Kiedyś powiedziała: Malarstwo to moje szczęście i innego nie pragnę na świecie...

 

Jolanta Helena Stranzenbach