ONI RYZYKOWALI ŻYCIEM

Drukuj

Taki tytuł nosiła przedstawiona w Hamburgu przed kilkoma tygodniami wystawa. Już samo jej miejsce – Centrum Pamięci Sankt Nikolai w Hamburgu – skłania do przemyśleń i refleksji. Wspominamy ją, ze względu na przejmującą wymowę i znaczenie.
Holokaust to przecież temat żywy, który jak rozdarta rana boli i nie daje o sobie zapomnieć. Nie ulega wątpliwości, że Polacy mają znaczący udział w ratowaniu Żydów podczas II wojny światowej. Tak więc ekspozycja, której organizację przygotowało warszawskie Muzeum Historii Zydów Polskich POLIN wraz z Ministerstwem Spraw Zagranicznych i Konsulatem Generalnym w Hamburgu, także z miejscowym Centrum Kształcenia Politycznego
w Hamburgu, niesie sporą wiedzę i istotne moralne przesłanie.
Znamy je dobrze: Kto ratuje jedno życie – ratuje cały świat. Tak właśnie mówiła Irena Sendlerowa – bohaterska Polka, która uratowała przed zagładą ponad 2,5 tysiąca żydowskich dzieci.
Na otwarcie ekspozycji przybyli konsul generalny, dr Marian Cichosz, kierownik Centrali Kształcenia Politycznego, dr Sabine Bamberger Stemmann i Ties Rabe, hamburski minister szkolnictwa – podkreślali w swych wystąpieniach rolę i znaczenie wystawy, mówili o przykładach heroicznego poświęcenia, którego wymownym znakiem jest pamięć i wiara w zwycięstwo dobra nad złem.

Pamiętajmy, że Polacy stanowią najliczniejszą grupę osób uhonorowanych tytułem „Sprawiedliwy Wśród Narodów Swiata”. Na około 25,7 tysiąca osób, które otrzymały to zaszczytne odznaczenie, aż 6,5 tysiąca stanowią Polacy.
Oprowadzająca po wystawie jej kuratorka Klara Jackl z Muzeum POLIN opowiadała o ludziach wielkich i ich dokonaniach w dzieło ratowania Zydów. Mówiła o Janie Karskim, Władysławie Bartoszewskim, Zofii Kossak Szczuckiej, o ambasadorze Tadeuszu Romerze, Henryku Sławiku, a także o tych, którzy pozostali nieznani jak Bogdan Jastrzębski z Częstochowy, Ryszard Ciszewski z matką Janiną ze Stanisławowa, jak setki, a może i tysiące, o których nie wiemy.
Doskonale dobrane fotografie i lapidarne, lecz sugestywne teksty (opracowane w języku niemieckim przez Instytut Polski w Duesseldorfie) wprowadzają oglądających w czas wielkiej dziejowej tragedii. Mówią o ludziach i ich czynach, o miejscach i wydarzeniach, jakich być nie powinno, o wdzięczności, żalu i ludzkich etycznych powinnościach.
W mroku kościelnej krypty ożywa przerażenie i poczucie winy, rodzą się pytania o istotę człowieczeństwa, o miarę heroizmu i wszechobecną bezduszność, nieczułość, obojętność. Dochodzi też do głosu podziw dla męstwa, pochwała humanitaryzmu i godności, które nakazują oprzeć się złu zawsze i wszędzie.
Wartość edukacyjna wystawy jest bezsporna. Przeżywają ją mocno zwłaszcza młodzi ludzie, których znajomość historii nie zawsze jest najwyższa. Na uroczystości w podziemiach Sankt Nikolai była obecna Beata Ratajczak – wspaniała nauczycielka ze szkoły imienia Ireny Sendlerowej w hamburskiej dzielnicy Wellingsbuettel. Każdego roku jeździ ona ze swoimi uczniami do Polski, zwłaszcza do Warszawy i pokazuje miejsca, związane z życiem patronki szkoły. Przed szkołą na hamburskim Wellingsbuettel rośnie symboliczna jabłonka i uczniowie są dumni, że pamięć tak wspaniałej osoby przyświeca ich edukacji. Z jej życia i czynów uczą się szacunku do wszystkich, niezależnie od rasy, religii i przekonań. Co więcej, poznali jej córkę Janinę Zgrzenbską, także autorkę książki o Irenie Sendlerowej, Annę Mieszkowską i Piotra Zettingera – jednego z wielu uratowanych z warszawskiego getta.
Nie uciekajmy od tematów trudnych, przypominajmy nasze zasługi, a także przewinienia, uczmy się o ludziach wielkich i inspirujmy ich postawami.
Ta samawystawa pokazana została w Moskwie

 

WYDARZENIA MUZYCZNE

Wiele jest miejsc w hanzeatyckiej metropolii nad Łabą, w których tutejsza, jakże liczna Polonia, spotyka się od wielu już lat i gdy trzeba świętuje. Sukcesy Polaków są wspólną radością, a przyjaźnie świadczą o życzliwości i wzajemnym wsparciu.
Można się o tym przekonać podczas rozmaitych imprez, które odbywają się w salonach willi konsula przy Maria Louisen Strasse, w Sali Polskiej Misji Katolickiej na St. Pauli, na koncertach w Laeiszhalle przy Johannes Brahms Platz, czy nawet w kinie „Metropolis”, gdzie od lat mają miesce projekcje polskich filmów.
Okazji do wzajemnych kontaktów, dyskusji, a także współpracy jest sporo, bo to kultywowanie polskości i satysfakcja. Od pięciu lat w maju Museum fuer Völkerkunde (Muzeum Etnograficzne) przy Rothebaumchaussee w Hamburgu otwiera swoje podwoje dla Fetiwalu Kultury Polskiej.
Polacy czują się zaszczyceni, że mogą tam właśnie, w tym okazałym i historycznym budynku się spotkać, bawić i zaprezentować. Usatysfakcjonowany jest także dyrektor placówki profesor Wulf Koepke, który chwali i wspiera tę ciekawą inicjatywę. Także w maju tego roku odbył sięfestiwal z udziałem niemal pięciuset osób.
Pomysł zorganizowania imprezy i jej przygotowanie to dzieło i zasługa Anety Barcik. Pomocny okazał się oczywiście Konsulat Generalny RP i przyjaciele z Deutsch-Polnische Geselschaft.
Program Festiwalu przemyślany został tak, by zainteresować także niemieckich jego uczestników. Były więc polskie melodie i piosenki, rozmaite utwory muzyczne w ciekawej interpretacji. Na scenie zaprezentowały się Jola i Aneta Barcik – mama i córka, obie od lat znane ze swoich koncertów, z imprez, jakie organizują w karnawale w Delphi Showpalast przy Eimsbuetteler Chaussee, doskonały skrzypek Kristofer Vio i „ supertalent” – Karolina Pasierbska, która zasłynęła w Niemczech z głównej roli w musicalu Sissi – Liebe, Macht und Leidenschaft. Był też polonez z udziałem większości uradowanych uczestników Festiwalu. Taniec to majestatyczny, jedyny w swoim rodzaju, który zawsze budzi podziw i nas Polaków wyróżnia. Tradycyjnie już wieloletnia przewodnicząca DPG Aleksandra Jeszke Zillmer poprowadziła lekcję języka polskiego dla Niemców. To nie tylko nauka, którą ta sympatyczna nauczycielka Volkshochschule prowadzi z mistrzostwem i wdziękiem, ale wyśmienita zabawa. Każda zaś impreza, która przybliża i promuje Polskę, jest mile widziana, bo to nie tylko odkrywanie nowości, ale przyjazne, partnerskie działanie, poznawanie, kultury zwyczajów, rozbudzanie zainteresowań naszym krajem.
Festiwal uświetnił swą obecnością znany hamburski grafik, ilustrator, karykaturzysta i satyryk Robert Szecówka, który w maju świętował swoje urodziny. Z okazji jego 80-lecia konsul generalny dr Marian Cichosz wraz z małżonką wręczyli Jubilatowi bukiety i list gratulacyjny. Odśpiewano Sto lat i wniesiono okazały tort. I tu trzeba powiedzieć, że ten pracowity i zaskakujący w pomysłach twórca, jakim jest Robert Szecówka – zwany powszechnie Robsem – ma wyjątkową pozycją wśród Polonii. Dobrze znany i ceniony jest także w Polsce, zwłaszcza we Wrocławiu, z którym związany jest od czasów studiów na Wydziale Architektury tamtejszej Politechniki. W Hamburgu mieszka od 1986 i na swych rysunkach przedstawił zabawnie niejednego rodaka z tego portowego grodu. W salonach rezydencji konsula ujrzymy karykaturalne portrety wszystkich, dotychczasowych tutejszych konsulów jego autorstwa. Zawsze uchwyci to, co najistotniejsze i typowe, zawsze rozbawi, zaskoczy, skłoni ku zastanowieniu i samoocenie. Przez wiele lat zamieszczał swoje rysunki na łamach miejscowego „Kuriera”. Od 1992 roku jest aktywnym członkiem organizacji Kunst fuer Voelkerverstaendigung PEGASUS Fundation eV (Sztuka dla porozumienia Narodów ) i od dawna wystawia swoje prace w wielu krajach Europy. Sympatię i uznanie przyniosło mu zaangażowanie w międzynarodową kampanię na rzecz ratowania przyrody. Jest wpisany do Księgi Rekordów Guinessa za napisanie powieści Pałer, złożonej z 20 260 wyrazów – wszystkie na literę p. Za swą pracowitość, za osiągnięcia, którymi sławi nasz kraj i łączy narody, uhonorowany został 16 grudnia 2010 Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP. Konsul Marian Cichosz zorganizował Robsowi wernisaż i sympatyczny wieczór przy lampce wina w dniu 5 czerwca tego roku. I znowu nie nie brakowało rozmów, projektów, wspomnień.

Najwięcej mówiono o tradycyjnej „Majówce”, która odbyła się 30 maja w ogrodach konsularnej rezydencji. Majowe spotkania należą do wyjątkowo sympatycznych i wyczekiwanych, bo zawsze przynoszą sporo niespodzianek. Nawet chłodna, czasem deszczowa pogoda, nie jest w stanie zakłócić ich radosnego klimatu. Goście, zarówno Niemcy jak i Polacy, przychodzą w strojach z lat międzywojennych, w pomysłowych stylizacjach fin de siecle i... doskonałych nastrojach. Zawsze jest świetny poczęstunek, dobra muzyka i występy. Tym razem sporo miejsca poświęcono poezji konsula Mariana Cichosza, bo jak wiadomo, wydał on już kilka tomików i miał w Polsce swoje wieczory autorskie.
Możemy więc mówić, że w ostatnią majową sobotę przemówił nie konsul, lecz poeta, subtelny ironista, który ma swą skalę wartości i znajomość dziejów kultury.
Swobodne skojarzenia, niedopowiedzenia, symbole i nade wszystko triumf wiary w dobro i moc Nieba układają się w jego utworach w strofy wysmakowane stylistycznie z oryginalnymi środkami poetyckimi. Sposób postrzegania natury, przywiązanie do stron rodzinnych, zaduma nad pięknem naszych tradycji i zachowań prowadzą ku refleksjom nad tym, co nam umyka, czego brak i za czym tęsknimy. Jest to poezja godna nie jednego, lecz wielu spotkań – mówiono.
Wśród licznych niemieckich przyjaciół, przybyłych tego majowego popołudnia do ogrodu konsula, była Karin Pailer artystka fotografik, której wystawę prac mieliśmy okazję zobaczyć wcześniej w naszym konsulacie. Artystka, mieszkanka Berlina, jest zauroczona naszym krajem. Poznała go podczas służbowego pobytu swego męża na placówce dyplomatycznej w naszej stolicy, od roku 1979 począwszy z przerwami do 2005.
Ekspozycja „polskich” jej zdjęć zadziwiła i wzruszyła. Zwłaszcza warszawska przestrzeń miejska, obrazy Pragi, nadgryzione zębem czasu kamienice przy Brzeskiej, podwórka z kapliczkami, stare szyldy, bramy, wywoływały ciekawe spostrzeżenia, niosły pytania o historię i naszą obyczajowość. Spodobał się barwny obraz – fotografia kamienicy przy Brzeskiej 14, na której włoski artysta streetartowy Diego Miedo namalował wielką gęś, praskie dzieciaki domalowały bajkowe stworki, a ktoś z tupetem i ograniczoną zapewne wyobraźnią postawił dwa zużyte fotele. Także Złoza 44 – słynny apartamentowiec Daniela Liebeskinda przedstawia się doskonale, symbolizując Polskę – nowoczesną, światową, zamożną.

Z Warszawy przenieśmy się do Gdańska, bo tenże nadmotławski gród zawitał w czerwcu na hamburskie Altonale i pozwolił cieszyć się i fascynować jego zasłużoną sławą i dokonaniami. Altonale – wielkie trwające szesnaście dni święto kultury, otwarto uroczyście 19 czerwca na wewnętrznym dziedzińcu Ratusza w dzielnicy Altona. Obecni byli przedstawiciele miasta Hamburga, konsul dr Marian Cichosz i prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Pamiętajmy, że 100 tysięcy obecnych mieszkańców Hamburga ma bezpośrednie, lub nieco odległe w czasie związki z Polską, w tym zwłaszcza z Gdańskiem.
Altonale to wspaniałe imprezy, które promują Gdańsk, przybliżają hamburczykom naszą sztukę, film i literaturę. Na tematy literackie dyskutowano również chętnie, bo panuje przekonanie, że Gdańsk ze swoimi pisarzami, z pochodzącym stąd Guenterem Grassem, stał się niejako stolicą współczesnej, europejskiej literatury. Na dodatek polsko-niemieckie powiązania i reminiscencje przydają smaku i swoistego kolorytu fabułom, powstałych na Wybrzeżu utworów.
W dyskusji w dniu 28 czerwca wziął udział Paweł Huelle, prezentując jednocześnie ostatnią swą powieść Śpiewaj ogrody. Tytuł zaczerpnięty z wiersza Reinera Marii Rilkego nie mówi wiele, ale potęguje czar tajemniczości i inspirując do poszukiwań i odkryć, do zdobywania nowych intelektualnych doświadczeń. Nie ulega wątpliwości, że miasto ma swą magię i moc, a za sprawą powstałej w nim Solidarności tak fascynuje i przyciąga Europejczyków .
Z Hamburgiem łączy je nie tylko postać Schopenhauera, ale wielokulturowość odwieczna mieszkańców i przyjazne relacje na polu gospodarki i kultury. W części filmowej pokazane zostały między innymi: Wałęsa. Człowiek z nadziei Andrzeja Wajdy, Gdańsk. Koniec i początek Pawła Zbierskiego, Balet żurawi Jacka Niegody, Młyniska Alicji Karskiej i Aleksandry Went oraz Miłość Filipa Dzierżawskiego. W „gdańskich klimatach” utrzymana była także wystawa artystek po gdańskiej uczelni pt. Tuecken/Przewrotność. Inspirowane stałą ekspozycją Muzeum Altona zawarły w swych pracach przemyślenia marynistyczne, zauroczenia podobieństwem miejsc i ludzkich losów. Rzeczywiście Gdańsk i Hamburg, zwłaszcza położona nad Łabą, w sąsiedztwie portu, Targu Rybnego i Spichlerzy Altona, mają wiele podobieństw i tę samą otwartość na nowości i artystyczną fantazję.
Tak więc i sztuka przemówiła do wrażliwych, podobnie jak muzyka, której było pod dostatkiem. Jak zawsze przy gdańsko-hamburskich spotkaniach zaprezentowała się nasza orkiestra kameralna „Capella Gedanensis”. Wystąpił także Sławek Jaskulski – najciekawszy w ostatnim czasie polski pianista jazzowy, kompozytor muzyki fortepianowej, orkiestrowej, teatralnej i filmowej, także utalentowany pianista Miłosz Sroczyński, kwartet Mikołaja Trzaski. Swój talent zaprezentowała Krystyna Stańko i wielu innych doskonałych wykonawców muzyki współczesnej. Doskonałym dodatkiem do mnóstwa imprez była świetlna wizualizacja Ratusza na Altonie autorstwa absolwenta gdańskiej ASP Roberta Sochackiego. To były niezapomniane wydarzenia, które nas, polskich hamburczyków, utwierdzają w przekonaniu, że to, co polskie, nasze, rodzime, warte najwyższych pochwał i promowania w świecie. Nie spoczniemy w pełnej satysfakcji zadumie, lecz myślimy o tym, by znowu coś zorganizować, zaprezentować i utrwalić w kronice naszych polsko-hamburskich dziejów.

 

TEGOROCZNE JUBILEUSZE

 

Rok 2015 obfituje w ważne wydarzenia i rocznice. Dla Polonii rozsianej po świecie to inspiracja do działań i spotkań, a także swoista powtórka z historii. Zachęcając do pomysłowych akcji pamiętajmy, by Polskę sławić i promować poprzez kulturę i nasze polskie w tej dziedzinie osiągnięcia.
Przypadająca w tym roku 250. rocznica powstania Teatru Narodowego uświadomi, jak wielki jest nasz dorobek na tym polu, upowszechni wiedzę o przeszłości i teraźniejszości, o dziełach i ich twórcach. W nowożytnych dziejach europejskiego teatru zajmujemy przecież jedną z czołowych pozycji obok scen Paryża, Londynu, Madrytu.
Oficjalne rozpoczęcie naszych obchodów odbyło się 12 lutego w krakowskim Narodowym Starym Teatrze. Minister Małgorzata Omilanowska, uderzając w teatralny gong, dała sygnał do wielomiesięcznego świętowania. Odbył się performance, podczas którego przypomniano najważniejsze wydarzenia w historii polskiego teatru.
Aktorzy, ubrani w kostiumy ze spektaklu Król Ubu, w kilku miejscach budynku jednocześnie wyczytali daty i zdarzenia z 250 kartek, które pokryły podłogę foyer i sali „Helena”.
Tak więc, przypomniano, że 19 listopada 1765 w Warszawie wystawiono Natrętów Józefa Bielawskiego i odtąd datuje się działalność naszego ojczystego teatru.
Powołanie narodowej sceny było jednym z elementów, projektowanej przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego reformy edukacji, obyczaju i życia politycznego upadającej Rzeczypospolitej. Nic dziwnego, że oświeceniowe komedie Franciszka Bohomolca, Juliana Ursyna Niemcewicza i Franciszka Zabłockiego odegrały tak istotną rolę w napiętnowaniu sarmackich zachowań i konserwatywnej, naszej mentalności.
Powstanie Teatru Narodowego przyczyniło się do rozwoju literatury dramatycznej w Polsce i sztuki aktorskiej także.
O roli teatru i znaczeniu scen Warszawy, Krakowa, Wilna czy Lwowa w życiu Polaków, o naszych dramaturgach, aktorach, reżyserach i ludziach teatru można mówić sporo, a w tym roku nadzwyczaj wiele.

Tak się składa, że obchodzimy również 100. rocznicę urodzin jednego z najwybitniejszych artystów ostatnich czasów – Tadeusza Kantora – reżysera, malarza, scenografa, grafika, teoretyka sztuki, założyciela Teatru Cricot 2 w Krakowie. Rozgłos na całym świecie przyniosło mu widowisko Umarła klasa, w którym aktorzy – staruszkowie pojawiają się z manekinami, jakby własnymi wizerunkami sprzed lat i zasiadają w szkolnych ławkach. Na scenie jest i reżyser, który na oczach widzów dyryguje aktorami: ożywia ich albo każe zastygnąć w jakiejś pozie. Kantor wyzwolił przestawienia spod hegemonii tekstu literackiego, nadał mu malarskią wizję, przemówił obrazami.
Stworzył w ten sposób tak niesamowite spektakle, że zaskakujące aż siłą wywoływanych emocji i rozległością wielorakich skojarzeń. Przez całą jego twórczość przewijają się wspomnienia dzieciństwa, małej polsko-żydowskiej miejscowości Wielopole Skrzyńskie, oddalonej 130 km od Krakowa. Obrazy z przeszłości, utrwalone w pamięci twarze, sceny wojskowych przemarszów i ćwiczeń, pogrzebowych konduktów, ślubów, odjeżdżających pociągów, ukrzyżowania, biesiadowania, a nawet prania – to powtórki zdarzeń i wypadków, niepokojące powroty umarłych, wśród których: Ksiądz i Rabinek, Ciotka Mańka Opętana, Ciotka Józka, Ojciec Urlopnik, dwaj Wujowie, Helenka, Matka, Zesłaniec Domokrążca i wielu, wielu innych... Wielopole, Wielopole to rzecz o świecie, z którego się wywodzimy i który podąża za nami jak cień.
Nowatorstwo Teatru Kantora było i pozostaje szokujące poprzez pełne niedopowiedzeń – sceny i przedziwne rekwizyty. Nikt przed nim i nikt dotąd nie stworzył sztuk tak przejmujących i dyskusyjnych, które zyskały światowy rozgłos i wciąż poruszają widzów, niosąc treści egzystencjalne, patriotyczne, polityczne, religijne ...i wcale nie proste pytania.

„Teatr jest działalnością na najdalszych kresach życia, gdzie kategorie i pojęcia życiowe tracą swoje racje i znaczenie, gdzie szaleństwo, gorączka, histeria, obłęd, halucynacje są ostatnimi szańcami życia przed nadchodzącą Cyrkową Trupą Śmierci jej Wielkiego Teatru. Jest to moja definicja teatru” – mówił.
Niech jego „Teatr Śmierci ”nadal nami wstrząsa, niech uświadamia, żeśmy marionetkami, które karmią się fikcją, a nie realnością i czas nad wszystkim się zastanowić, a wiele spraw rozważyć. Dla nas Polaków zamieszkałych w Niemczech teatr Tadeusza Kantora jest powodem do szczególnych przemyśleń, do rozważań i dyskusji.
Pamiętajmy, że w 1990 roku ten wybitny polski twórca został odznaczony Wielkim Krzyżem Zasługi Republiki Federalnej Niemiec za swój niepowtarzalny wkład w dzieło unowocześnienia sztuki europejskiej i udział w ożywieniu obrazu kulturalnego Niemiec. Początkiem międzynarodowej kariery Tadeusza Kantor było wystawienie spektaklu Der Schrank, na motywach sztuki Witkacego w Baden Baden – przedstawienia, z którym odbył swoiste i niepowtarzalne tournee Teatru Cricot2. Był w Hamburgu, Berlinie, Monachium, Duesseldorfie, ale najlepiej czuł się w Norymberdze, gdzie tłumy przychodziły na spotkania i spektakle, Karl Guenter Schmidt oddawał mu pod władanie Institut fuer Moderne Kunst i spełniał niemal wszystkie jego życzenia, a place zapełniały się tysiącami jego fanów. Tam właśnie miała światową premierę sztuka o Wicie Stwoszu zatytułowana Die Kuenstler sollen krepieren czyli Niech sczezną artyści.

Kantor to niebywała osobowość, utrwalona w kilku filmach i masie wspomnień. Jakże cieszą nas imprezy organizowane w tym roku właśnie w Niemczech. Na uwagę zasługują te w Neue Museum w Norymberdze, gdzie spotkaniom towarzyszy ciekawa wystawa, nawiązująca do przedstawienia Umarła Klasa i zdjęcia Guentehera K. Kuehnela, który dokumentował prace polskiego artysty. Na przeciw oczekiwaniom wyszło FILMLAND POLEN z Grażyną Słomką, organizując spotkania filmowe w Hamburgu i Hanowerze. Obejrzymy więc film Andrzeja Białko Ein Begnadeter Tyrann – po polsku Kantor łaskawy tyran – dokument, inscenizujący powstawanie inscenizacji Niech sczezną artyści, zrealizowanego w Norymberdze podczas prac i prób spektaklu, a także Die tote Klasse z 1997 Andrzeja Wajdy. To będzie z pewnością coś fascynującego, co rozgrzeje dyskusję i wniesie wiele nowego w postrzeganie twórczej pasji Kantora, mistrza wielkiego wymiaru i niebywałej wyobraźni.

W Hanowerze to spotkanie z jego sztuką będzie miało miejsce 25 września, a w Hamburgu – 11 października, jak zawsze w kinie „Metropolis”. Przyjrzyjmy się artyście i sobie także, powrócimy być może przez chwilę do dzieł Stanisława Witkiewicza – artysty, którego teoriami tak urzeczony był przez lata właśnie Tadeusz Kantor.
W tym roku przypada przecież 130. rocznica urodzin Witkacego, jednego z najchętniej tłumaczonych i granych polskich autorów w świecie. Trzeba i jego twórczością, zwłaszcza dramatyczną, się zająć, by uświadomić sobie, że w teatrze polskim przez 250 lat działalności miały miejsce wielkie i niezwykłe rzeczy, promieniujące siłą na całą Europę.
Potraktujmy je z powagą i czcią należną jubileuszom.

 

POZYTYWNI, BO AKTYWNI

 

Zacznijmy od tego, że Amrum to jedna z najpiękniejszych Wysp Fryzyjskich na Morzu Północnym. Słyną jej długie, na 10 km plaże, o wyjątkowo miękkim białym piasku, wydmy, z których najwyższa ma 32 metry wysokości, urocze małe miejscowości ze swą starą zabudową i eleganckimi hotelami, ponad osiemsetletni kościół św. Klemensa w Nebel, z przyległym, niezwykłym cmentarzem. Nic dziwnego, że to wyjątkowe i słynące w świecie miejsce w Szlezwiku Holsztynie stało się upragnionym celem wycieczki polskiej grupy z Hamburga.

W ostatni weekend sierpnia wyruszył POLAKTIV ku nowej swej przygodzie. Od ośmiu już lat ta polska grupa zna się, spotyka i podejmuje interesujące wyzwania. Sympatyczne grono w średnim wieku nie raz dowiodło, że potrafi się przyjaźnić, bawić, wspólnie zwiedzać i podziwiać świat. Spotykają się dwa razy w miesiącu, na ogół w Zentrum Hamburgs der Kulturladen St. Georg przy Alexanderstrasse, a więc w samym środku miasta. Wymieniają się doświadczeniami, zdobywają ciekawe wiadomości, wspólnie kształcą, a co najważniejsze i najmilsze, razem planują podróże, wycieczki i spacery. Zwiedzili już tyle miejsc w Niemczech, Polsce, Europie, że nie tyle pozazdrościć, co pokłonić się z uznaniem.

Ważne jest to, że wszystkie te „eskapady” przygotowują tanio, optymalnie, ciekawie. Kapitanem tej niezwykłej drużyny jest red. Brygida Golebiowski. Jej przyboczne to panie Marianna Beska i Halina Dettmann. Wspaniały to zarząd i z pełnym zaufaniem można przystać na ich propozycje i wskazówki. I tak oto mamy dowód, że Polacy w Hamburgu potrafią łączyć się wspólnotą celów, potrzebą wzajemnego wsparcia i serdecznością, która umila trudy emigracyjnego, niekiedy samotnego życia.

POLAKTIV godnie reprezentuje naszą polską społeczność, ma sympatyków także wśród Niemców. Oby zawsze zyskiwał uznanie, przyciągał ku sobie i zadziwiał nadal swą działalnością. 

 

Sława Ratajczak