Renata Partyka
pewien aspekt miłości
kiedy próbujesz kochać
zamieniasz się w płochliwość jaszczurki
zastygłą nad brzegiem świtu
kiedy kochasz
stajesz się ognistym dzbanem wtopionym w południowy skwar nadmorskich wydm
kiedy przestajesz kochać
sklejasz pośpiesznie skrzydła Ikarom
zanim zmierzch
ostudzi zapał
twego miłosierdzia
potem
oczekujesz płochliwie
na kolejny świt.
Gdańsk, maj 1997
impresja
tu nawet wiatr wplatany w skrzydła ptaków
nie drwi z dostojeństwa mijających niebem chwil
idę skalistym brzegiem
gdzieś w górze kręte ścieżki
zapach egzotyki taki gorący
dobry zapach ziemi Kanaan
wysokie palmy układają cichą melodię
nade mną i wokół szumiąca muzyka
lekka, zmysłowa, kojąca
skrzydłami ptaków unosi się coraz wyżej
by zaraz sfrunąć do mych stóp
kroczę drogą dogasającej melodii
cisza
tańczące promienie rozgrzewają
mury starej Jaffy
na placu Kedumin
wrosłe w skałę kościelne wrota
muskam strzępy obcej modlitwy
o jedną kroplę deszczu
deszcz
szum deszczu taki kojący
zapach deszczu taki wilgotny
Jerozolima
z cyklu obłok chwili
***
Powiew lasu
przynosi ukojenie
upalnemu dniu
wydobywa woń
zanim
rozpalone słońce zasiądzie
na wierzchołkach sosen
i spłynie gorejącym potokiem po ledwie
dostrzegalnych cieniach naszych stóp
powiew lasu
przynosi szelest
ożywionych wiatrem
liści
wyrzeźbione zielenią
serca
delikatnie drżą
oddechem lasu…
w samym środku lata
czekam na ciebie
trzymając w dłoni
drżący zielony liść
Słupsk, lipiec 2002
drzewo
....ślady twojego istnienia odnajduję wciąż w swoim życiu...
a najpełniejsze są one w moim sercu tęskniącym... w moich oczach wypatrujących... w moich słowach śpiewających na wargach...
unoszę je każdego dnia... i z nimi wędruję przez czas... przez życie... wspólnymi ulicami... z zapachem i pamięcią wspólnych chwil...
i pielęgnuję je w najgłębszej głębi siebie... bym mogła zrosnąć się z tobą w jedno wielkie drzewo... rozszumieć się zielenią i wiosenną radością... gałązkami musnąć chmur…
kwiecień 2002
na ósmy dzień tygodnia
tutaj
gdzie odnalazłam swój dom
choćby na parę chwil tylko
tutaj
ptaki budzą moje świty
a oddech drzew
unosi zapach
jesiennego powietrza
misternie odgarniam południe od zmierzchu zapełniając przestrzeń melodią codzienności łączę tkliwość z grudką matczynego uśmiechu
tutaj
gdzie odnalazłam swój dom
widzę coraz częściej Ciebie
lecz wyciągniętymi dłońmi
dotykam tylko mojej myśli
o Tobie...
HH,2002
***
Odkąd nauczono mnie wypowiadać słowa
wyszeptuję nimi
poranki
popołudnia
wieczory
Odkąd nauczono mnie
zapisywać słowa
potrafię zamknąć
w strofach
tęsknotę
radość
miłość
Odkąd pokochałam ciebie rozsypuję wokół
zapach kwitnących pól
w bławatkach szepcze
moja tęsknota
groszki radością szeleszczą miłością czerwienią się róże…
HH, 18 czerwca 2004
***
Te słowa istniały zawsze
choć ukrywają się najczęściej
w majowym poranku kosów
Zimą przykryte bielą śniegu cichutko brzęczą
odmierzając minuty spragnione pieszczot słońc, zielonego szelestu brzozy
Te słowa istniały zawsze
w każdym uśmiechu
w locie motyla
w moim sercu
zanurzone w Tobie migocą jak gwiazdy rozgoszczone na nieboskłonie
albo jak świece urodzinowego tortu
który sfrunął razem ze mną do Twych stóp.
9 stycznia 2006
***
spójrz
tańczą liście
choć drzewa
jeszcze nie zapadły w sen
liście wzbijają
w chmury
wirując jakby
ważny był tylko
ich taniec pośród chmur
a nie wiatr
co do tańca
gra i powiewa
spójrz
nitkami słońca przeplatam
twoje palce
swoją dłonią
dotykam twojej
a wiatr pieści
nasze twarze
i prowadzi nas
i gra
w pamięci drzemią daty
jak drzewa które czasem
zapadają w sen...
Hamburg, 24 października 2002
Liryka
gdy wypowiadam to słowo
czy słyszysz jak szeptem
odpływają i przypływają dni
nasycając powierzchnię życia pejzażem pór roku
pomiędzy jesień a zimę
wiosnę i lato
liryka wplata
anegdotę o istnieniu
powiada: spójrz
z ziemi wyrasta kwiat
ponad obłokiem unosi się
wieczność
wrzesień 2000
***
Wczoraj
utrwalone zapachem
jesiennych jabłek
pulsuje fałda
pamięci nie-pamięci
Strzępy godzin
obrastają w słowa
wypowiedziane mimochodem
gdzieś w obcym mieście
na nieznanej ulicy
pod deszczowym niebem
Dzisiaj
o zapachu czerwonej jarzębiny
kołysze się obietnicą
nieznanego aromatu jutra
Hamburg, październik 2008
***
...a było tak, że śniłam ...
i przebudzona we własnym śnie,
śniłam dalej w sennej jawie widząc, słysząc, czując, idąc ...
i widziałam wiele ludzkich spojrzeń, zagubionych, zmęczonych ...
i słyszałam wołanie zza gór rozkołysane echem ...
i czułam dotyk obcych rąk ...
i tak szłam ... a przede mną drobna postać
wskazująca dłonią dalszą drogę ...
znikająca nagle i pojawiająca niespodziewanie na rozdrożu dróg ...
szłam pośród spojrzeń...
odległych głosów... niespodziewanych dotyków..
a dzień nie spotykał nocy ... nie było wschodów ni zachodów ...
tylko żar ... tylko pogłos ... i owa postać ... moja nić ...
a kiedy nadfrunął ptak i przysiadł na mym ramieniu, nastała cisza ...
żaden liść nie zadrżał oddechem wiatru ...
obce głosy zawisły głucho nade mną ...
najdrobniejszy ruch zamienił się w bezruch ...
i nawet strumień zagubił swój szemrzący szept ...
z bijącym sercem dogoniłam własną jaźń.
***
chciałabym jeszcze
Twój uśmiech
Zatrzymać
Nie na jedną chwilę
Ale na wieczność
By móc obdarzyć nim
Swoją jaźń
Nasycić
Ukołysać
Ukoić
A gdyby jeszcze Twoja dłoń w mojej...
I nasza droga do słońca
Pod wiatr
To wytrwam
Na mych ustach
uśmiech
Dla ciebie
Na wieczność