Przez całe lato żyliśmy pod naporem informacji o uciekinierach. Prześladowały nas obrazy ludzi, umierających podczas ucieczki, nawiedzały nas myśli o katastrofie, o ostatnich dniach Pompei. Wiedzieliśmy i wiemy, że stoimy w obliczu nowej wędrówki ludów, takiej jak ta, która zmiotła z mapy Europy Cesarstwo Rzymskie. Z jednej strony baliśmy się, że coś się stanie tym, którzy chcą tu się do nas dostać, z drugiej – drżeliśmy z lęku przed zagładą naszego świata.
Był koniec sierpnia. W poczuciu, że trzeba nabrać do tego dystansu, że to się jakoś unormuje, że Europa znajdzie jakieś rozwiązanie, jakiś sposób na to, jak sobie poradzić z tymi problemami tu, u nas, na miejscu, i tam, skąd ci ludzie uciekają, poszłam zobaczyć, jak żyją w Berlinie ci, którzy tu do nas dotarli.
Sama byłam przed 30 laty uciekinierką, a potem ponad osiem lat pracowałam w Opiece nad Uchodźcami berlińskiego Czerwonego Krzyża. Oczywiście nie można porównywać niemieckich doświadczeń polskiej uciekinierki politycznej z roku 1985 z sytuacją uchodźców wepchniętych do małej łódki na Morzu Środziemnym w roku 2015. Przyjechałam jak człowiek, byłam traktowana jak człowiek, a potem, gdy już pracowałam, traktowałam każdego, kto do nas przybył, jak człowieka.
Czytaj więcej: UCIEKINIERZY W BERLINIE – REPORTAŻ OSOBISTY