flahapl Polska Flag of Germany.svgDeutschland 
  • IMG_0182_new.JPG
  • prezydent.jpg
  • Szydlo_new.jpg
  • U4prezydenta.jpg

POLSKA SZKOŁA MA GODNEGO PATRONA

Patron2

 

Laudacja, wygłoszona przez dra Wojciecha Frazika z krakowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, podczas uroczystości nadania imienia Tadeusza Chciuka-Celta oraz przekazania sztandaru Szkolnemu Punktowi Konsultacyjnemu przy Konsulacie Generalnym RP w Monachium, 18 lipca 2015 roku.

Szanowni Państwo, przypadł mi w udziale zaszczyt przedstawienia sylwetki głównego bohatera dzisiejszej uroczystości. Nie będę jednak mówił o nim jak autor biogramu – od „urodził się” do „zmarł”. Życie Tadeusza Chciuka-Celta było bowiem tak bogate, że potrzebowalibyśmy wiele czasu, by taki wykład przeprowadzić. A i zapamiętać go byłoby niełatwo. Skupię się więc na wartościach, którym Tadeusz Chciuk-Celt służył. Służył – bowiem jego długie życie było służbą. Jesteśmy w szkole, wśród rówieśników niespełna dwunastoletniego Tadeusza, rozpoczynającego w 1927 roku harcerską drogę. Kilkanaście lat później pisał: Harcerstwo jest – w moim głębokim przekonaniu – najlepszą częścią polskiej młodzieży, a więc przyszłości Polski. (…) Byleby to byli prawdziwi harcerze, służący Bogu i Polsce i kierujący się zasadami skautowymi, sprawdzonymi w całym świecie. Nie waham się stwierdzić, że Tadeusz Chciuk-Celt całe życie był harcerzem i wypełniał słowa harcerskiego przyrzeczenia i prawa.

Patron3Patron4

 

Jego droga przez świat zaczęła się w niewielkim, ale bogatym w tradycje Drohobyczu. W mieście wielu kultur, języków i wyznań. Pewnie stąd wielka otwartość Tadeusza Chciuka-Celta na innych ludzi, łatwość nawiązywania kontaktów, prawdziwe braterstwo. Pielęgnował przyjaźnie – niezależnie od upływu czasu i odległości geograficznej. A gdy zrywała się łączność fizyczna czy korespondencyjna – pamiętał. Można powiedzieć, że wraz z upływem czasu czuł coraz większy obowiązek pamiętania i przypominania. Czy może być piękniejsza nagroda za taką postawę niż głos w telefonicznej słuchawce, a potem obecność wyrwanego po ponad pięćdziesięciu latach z syberyjskiego niebytu „króla białych kurierów” – Władysława Ossowskiego? „Małego Władzia”, którego Tadeusz Chciuk-Celt opłakał w swojej książce jako zmarłego i paradoksalnie dzięki temu powrócił cudem na Ojczyzny łono.

 

Konieczność dania świadectwa była źródłem jego twórczości pisarskiej. Jakże jego książki różnią się od wielu innych wspomnień. Nie pisał ich dla własnej chwały, lecz przede wszystkim, by przypomnieć Sprawę – przez duże S – i ludzi którzy jej służyli, a jakże często oddali za nią życie. Choć był niewątpliwie bohaterem i tak słusznie widzieli go inni, on wspominał swój strach, ból, zmęczenie i chwile zwątpienia, które trzeba było przezwyciężyć siłą woli i poczuciem obowiązku, by osiągnąć na koniec upragniony cel. Ale duże partie jego książek to opowieści o współtowarzyszach walki, przyjaciołach i ludziach przypadkowo spotkanych. I co ciekawe, pokazanych raczej od dobrej strony.

Tadeusz Chciuk-Celt urodził się niemal dokładnie dwa lata przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Należał do pokolenia wzrastającego i wychowanego w wolnej ojczyźnie. Stosownie do swego wieku przede wszystkim zdobywał wykształcenie. U schyłku tego okresu, w 1939 roku, ukończył Wydział Prawa na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, a równocześnie średni kurs konserwatorium w tym mieście, muzyka była bowiem jedną z pasji, której pozostał wierny całe życie. Rozkoszował się nią sam, ale wiedział też, że ma ona wielką moc tworzenia wspólnoty. Dlatego animował chóry, był dyrygentem już w rodzinnym Drohobyczu i na emigracji w Monachium. Pisał słowa pieśni i piosenek, komponował melodie. Przygotowywał programy artystyczne w wojsku, w dalekiej Szkocji i w hiszpańskim więzieniu w Geronie.

Wspomniałem o innej pasji tego czasu – harcerstwie, w którym w ciągu kilkunastu przedwojennych lat uzyskał instruktorski stopień podharcmistrza i doszedł do funkcji hufcowego. Corocznie kilkadziesiąt dni spędzał na obozach i kursach. Harcerskie umiejętności i tężyzna fizyczna miały się wkrótce bardzo przydać. Łączył z nimi zamiłowanie do sportu, a uprawiał z powodzeniem kilka dyscyplin.

Ale oczywiście nie ta aktywność przyniosła mu sławę i miejsce w historii. Bowiem szczęśliwa młodość skończyła się z chwilą wybuchu wojny we wrześniu 1939 roku. Nadszedł czas, gdy służba przybrała formę walki z bezwzględnymi najeźdźcami, którzy nie tylko zniszczyć chcieli polskie państwo, ale nieśli zagładę narodu i dotychczasowej cywilizacji. Głęboki patriotyzm kazał Tadeuszowi Chciukowi stanąć w potrzebie, jak niegdyś bohaterom jego ukochanej „Trylogii”. Mamy szczęście, że swoje wojenne losy opisał nie tylko w raportach dla przełożonych, którzy wysyłali go w kolejne misje. Był bowiem nasz bohater jednym z najważniejszych emisariuszy, zapewniających łączność między władzami Rzeczypospolitej na uchodźstwie a władzami Polskiego Państwa Podziemnego. Był jedynym, który dwa razy skakał do Polski ze spadochronem i dwa razy w czasie wojny powrócił do Londynu.

 

Początkowy etap tej epopei to służba kurierska między rodzącą się w Kraju konspiracją a bazą łączności w Budapeszcie. Pierwszej wojennej zimy pięć razy przeprawiał się przez granicę sowieckiej okupacji, niosąc meldunki, rozkazy, pieniądze, a przy okazji wyprowadzając ludzi zagrożonych lub spieszących pod sztandary odradzającego się we Francji Wojska Polskiego. Po latach swoim kolegom – „białym kurierom”, z których większość zginęła, poświęcił wspaniałą książkę pod tym właśnie tytułem.

Wiosną 1940 roku i on założył żołnierski mundur. We Francji, która szybko uległa Hitlerowi, Tadeusz Chciuk nie wziął udziału w walce, ale wraz z resztkami polskiej armii znalazł się w Szkocji, gdzie nawet ukończył z drugą lokatą artyleryjską podchorążówkę. Nie mając jednak perspektyw czynnej walki, przy pierwszej okazji zgłosił się do przerzutu do okupowanej Polski. Bo przecież „harcerz” pochodzi od „harcownik”, którym to słowem określano dawniej rycerza, który pierwszy samotnie stawał do walki przed walną bitwą. Jednej z ostatnich nocy grudniowych 1941 roku jako emisariusz polityczny wraz z pięcioma innymi skoczkami w trzeciej w kolejności ekipie został zrzucony ze spadochronem do okupowanej Polski. To był czas, gdy dopiero uczono się przeprowadzać tego typu operacje. Zrzucono ich w innym rejonie niż planowano i zostali aresztowani przez Niemców. To Chciuk dał sygnał do walki i zachowując zimną krew, walnie przyczynił się do uratowania swoich kolegów wojskowych. Później bolało go, że kurierów i emisariuszy cywilnych niektórzy wykluczali z grona cichociemnych. Znał ich niemal wszystkich, po powrocie do Londynu w 1943 roku był kierownikiem kurierów w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. Zrobił wiele, by sylwetki skoczków-cywilów zachować dla potomności.

Drugi raz skoczył na polską ziemię w kwietniu 1944 roku, a wrócił na Zachód w lipcu tego roku „III Mostem”, czyli alianckim samolotem, który lądował pod nosem Niemców na konspiracyjnym lądowisku koło Tarnowa. Przeżycia z obu tych misji są gotowym scenariuszem na serial, zawartym w kolejnych książkach Tadeusza Chciuka-Celta. Nie będę ich streszczał, zachęcam do lektury, a kto raz sięgnie po którąś z nich, nie będzie się mógł oderwać, póki nie skończy czytać. A potem będzie szukał kolejnej… Bo to nie tylko pasjonujące historie, ale i świetna literatura.

 

Swoją służbę słowem Tadeusz Chciuk-Celt zaczął już w czasie wojny, jego pierwsza książka – raport o okupowanej Polsce została opublikowana po angielsku. Ale prócz tego wygłaszał dla Brytyjczyków odczyty, występował przed mikrofonami BBC, pisał teksty prasowe na emigracji i dla wydawnictw konspiracyjnych. W okresie między wyprawami do Polski redagował audycje radiostacji „Świt”, pozorującej nadawanie z okupowanego Kraju.

Bohaterstwo i poświęcenie Tadeusza Chciuka-Celta nie odmieniły losów wojny, utracił w jej wyniku dom rodzinny, gdy Związek Sowiecki zagarnął Ziemie Wschodnie. Mimo to widział szansę uchronienia Polski przed komunizacją w polityce swego dawnego londyńskiego zwierzchnika Stanisława Mikołajczyka. W grudniu 1945 roku wrócił do Polski jako sekretarz Józefa Hieronima Retingera, współtowarzysza drugiej wyprawy do Kraju w 1944 roku. Jego Misja do Spraw Demobilu miała pomóc w odbudowie, dostarczyć z alianckich zapasów wyposażenie, urządzenia i towary. Skończyło się aresztowaniem przez komunistyczną bezpiekę pod zarzutem szpiegostwa. Po dwóch miesiącach został zwolniony, ale było już wiadomo, że szerzej działać nie może.

Został poddany ciężkiej próbie, bezpieka próbowała go zmusić do współpracy, na przemian szantażując represjami i kusząc wizją wygodnego życia. Ale zgoda na współpracę oznaczałaby zdradę ideałów i przyjaciół. Dlatego wybrał kolejną tułaczkę. Przy pomocy przyjaciela z wojennych jeszcze szlaków, nadal będącego w służbie łączności między Krajem a emigracją, jesienią 1948 roku uciekł z Polski na Zachód. Wybrał ryzykowną drogę w nieznane, bowiem chciał być wolnym człowiekiem, wolnym wolnością, jaką daje spokojne sumienie. Chciał być wolnym, by móc walczyć ze złem komunizmu, które coraz bardziej ciążyło nad światem.

Ten kolejny etap służby to w pierwszej kolejności działalność w Polskim Stronnictwie Ludowym we Francji, u boku Stanisława Mikołajczyka, który także musiał ratować życie ucieczką z Kraju. Po kilkudziesięciu latach Tadeusz Chciuk-Celt sam stanął na czele tej partii. A od 1952 roku to praca w Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa w Monachium. Był jej współtwórcą, redaktorem audycji dla wsi, doglądał oprawy muzycznej, pisał programy historyczne i publicystyczne, dbał o audycje harcerskie, aż w końcu został wicedyrektorem rozgłośni i los sprawił, że był urzędującym dyrektorem w kluczowych dla Polski momentach: w sierpniu 1980 roku i w pierwszych tygodniach po wprowadzeniu stanu wojennego.

 

To wszystko, co powiedziałem, to tylko część prawdy, ta najbardziej widoczna, sfera publiczna. Ale jest jeszcze część druga, równie ważna, sfera osobista. Czasem jakby zawieszana, podporządkowywana tej pierwszej, ale często dająca siłę, motywująca do wysiłku. Życiem Tadeusza Chciuka-Celta kierowała miłość. O miłości Ojczyzny już mówiłem (choć daleko nie wszystko), ale nie da się zrozumieć naszego bohatera bez powiedzenia o jego uczuciu, które narodziło się przy harcerskim ognisku w przedwojennym Drohobyczu. Wybranką jego serca została młodsza o kilka lat Ewa Lovell. To jej i jego inicjały złożyły się na najważniejszy z pseudonimów Chciuka – „Celt”. Jej został wierny do końca życia. Odkąd zostali małżeństwem tuż po wojnie, ona dzieliła z nim trudy i niebezpieczeństwa (łącznie z aresztowaniem przez komunistów). Od tamtego ogniska czuł odpowiedzialność już nie tylko za siebie, ale za drugą ukochaną osobę, a potem za kolejne, gdy na świat zaczęły przychodzić dzieci. Razem stworzyli wspaniały dom, którego drzwi gościnnie otwarli dla każdego przybysza.

Źródłem tej dojrzałej miłości była głęboka wiara, którą Tadeusz Chciuk-Celt żył na co dzień. Wszystkie swoje zamierzenia przeprowadzał z Bogiem, jemu je powierzał. Ideały chrześcijańskie krzewił wśród harcerzy i przekazywał młodemu pokoleniu na kursach, organizowanych w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przez duszpasterstwo emigracji.

I cały czas był pełen nadziei, że pewnego dnia nadejdzie dzień wolności, że jego ukochana Ojczyzna odzyska niepodległość, że upadnie imperium zła, które dławi narody Europy Środkowej i Wschodniej. Szczególnie bliski był mu los Węgrów, był przecież niemal jednym z nich. W 1942 roku w sutannie, jako ksiądz Andor Varga, brat wielkiego dobrodzieja polskich uchodźców na Węgrzech księdza Béli Vargi, pod jego opieką odbył podróż z Węgier do Szwajcarii – to był fragment drogi powrotnej z Warszawy do Londynu. Odtąd liczyło się ich braterstwo.

Gdy w 1983 roku Tadeusz Chciuk-Celt odchodził na emeryturę, jego przełożony z Radia Wolna Europa napisał: Zarówno w kraju, jak i za granicą, służyłeś swojemu krajowi w sposób wybitny i z poświęceniem. Niewielu ludzi może to powiedzieć, i niewielu może oczekiwać długiej i szczęśliwej emerytury, tak jak ty, z mocną świadomością dobrze spełnionego obowiązku. Jednak Tadeusz Chciuk-Celt uważał, że jeszcze wszystkich obowiązków nie spełnił. Znaczna część jego aktywności przypadła właśnie na ten czas, gdy odszedł już z radia. Wtedy właśnie powstały dwie jego sztandarowe książki: Biali kurierzy i Raport z Podziemia – 1942. Wtedy niestrudzenie zabiegał, by Władysławowi Ossowskiemu stworzyć jak najgodniejsze warunki życia w Polsce. Zbierał strzępy informacji o zaginionych w przeszłości kolegach, pisał i odpowiadał na setki listów. Jego szacunek dla drugiego człowieka widać właśnie w sposobie prowadzenia korespondencji – bez zwłoki odpowiadał na każdy list. Nadal udzielał się społecznie w organizacjach kresowych, kombatanckich, dziennikarskich i sportowych.

Aż siły się wyczerpały i przyszło mu stoczyć wieloletnią walkę z chorobami, potem z upokarzającą niesprawnością. Stoczył ją zwycięsko – niezależnie od nieubłaganego finału – bez skargi na los i zachowując równowagę ducha.

 

W związku z pierwszą wyprawą do Polski w latach 1941–1943 Tadeuszowi Chciukowi-Celtowi wystawiono następującą opinię: Z powierzonej mu misji wywiązał się doskonale, wykazując niezwykłą odwagę i poświęcenie… Za swoją postawę otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Wojennego „Virtuti Militari”. Mógł uznać, że obowiązek spełnił. Ale on w taki sposób żył dalej przez kilkadziesiąt lat. Mało tego, świadomie nadal kształtował swój charakter, biorąc przykład z tych, których uważał za doskonalszych od siebie. I dlatego dzisiaj jego imię przyjmuje szkoła w Monachium, bo jak mało kto, zasłużył, by być wzorem dla młodych ludzi.

Wojciech Frazik

 

Pod tekstem RAMKA ze zdjęciem laudatora – Wojciech Frazik z IPN Kraków

______________

Wojciech Frazik jest naczelnikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej w Krakowie.

Historyk, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, w latach 1981-1989 kolporter wydawnictw drugiego obiegu, uczestnik ruchu oświaty niezależnej. W latach 1991-2000 pracownik naukowy Instytutu Historii PAN, równolegle w 1997-1998 – Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od 2000 – pracownik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie. Bibliograf, badacz dziejów podziemia niepodległościowego, struktur łączności między Krajem a emigracją 1939-1956 oraz komunistycznego aparatu represji. Zastępca redaktora naczelnego „Zeszytów Historycznych WiN-u”, członek redakcji „Aparatu Represji w Polsce Ludowej 1944-1989”.

Bez wątpienia najbardziej kompetentny biograf Tadeusza Chciuka-Celta. W roku 2006 przygotował do druku, a praktycznie dokończył, ostatnie dzieło nieżyjącego już wtedy cichociemnego – Z Retingerem do Warszawy i z powrotem. Raport z Podziemia 1944.

Partnerzy

Logo PRwN

Logo forum

Logo ZDPN

Logo der SdpZ Grau

MSZ logo2

SWS logo

logo bez oka z napisem

Biuro Polonii

Konwent 1

 

© 2013 - 2017 Magazyn Polonia. All Rights Reserved. Designed By E-daron.eu

Please publish modules in offcanvas position.