POLACY W HAMBURGU - ZARYS HISTORII

Drukuj

Arkadiusz Kulaszewski

Na wstępie kilka ogólnych informacji, dotyczących ogólnie miasta - landu, w którym mieszkam od trzydziestu sześciu lat, z małymi przerwami na pobyt w Londynie i Toronto. Hamburg leży u ujścia Łaby (nazywanej tu przez naszych rodaków z niemiecka Elbą) i słynie przede wszystkim z portu i wielu stoczni pełnomorskich, choć jak Szczecin oddalony jest jeszcze parędziesiąt kilometrów od morza. Liczba mieszkańców wynosi około 1,7 miliona, nie licząc przyległych gmin, i ciągle się zmienia. Z jednej strony mamy dopływ emigrantów i tzw. przesiedleńców (ostatnio przede wszystkim z terenów byłego ZSRR) oraz ludności niemieckiej z „nowych" landów, a z drugiej - odpływ bogatszych mieszkańców na tereny przyległe do Hamburga. Wolne i hanzeatyckie miasto Hamburg jest centrum handlu i mediów w Niemczech i w związku z tym najbogatszym miastem w Europie - niestety, większość dochodów miasta odprowadzanych jest do Bonn. Zabytków mamy niewiele, za to miasto nasze słynie m.in. z dzielnicy rozrywki St. Pauli, największej liczby mostów w Europie, wystaw, kon­certów oraz wielu parków - w tym największego w Europie cmentarza - parku Ohlsdorf. Do granicy z Polską mamy ok. 400 km i zazdrościmy kolegom z Berlina... choć wielu innych ma jeszcze dalej od nas.

 

Początki emigracji polskiej w Hamburgu sięgają wg dostępnych źródeł XVII wieku. Od początku Hamburg nie był miejscem docelo­wym emigrantów, lecz ze względu na port - punktem przejściowym dla dalszej emigracji do USA, Kanady, Australii itp., ponieważ więk­szość emigrantów nie miała doświadczenia w zawodach, związanych z portem i stocznią. Zawody kupieckie wymagały zaś zawsze pewnego wkładu finansowego, a przybysze przyjeżdżali oczywiście dopiero się dorabiać. Do chwili wybuchu Drugiej Wojny Światowej utworzyły się jednak pewne zwarte skupiska emigrantów z Polski, przede wszystkim w położonych na obrzeżach miasta dzielnicach robotniczych, jako że nie wszystkim udało się spełnić warunki dla emigracji zamorskiej lub zebrać wystarczającą ilość gotówki na opłacenie rejsu. Część osób po­została też znajdując tu warunki do bytowania lub... współmałżonków.

Tragiczne czasy wojenne nie ominęły też Polaków w Hamburgu i zaraz po wojnie powstała tu praktycznie zupełnie nowa emigracja. Była to przede wszystkim grupa byłych jeńców wojennych, więźniów obozów koncentracyjnych oraz żołnierzy w służbie aliantów. Powody pozostania w Hamburgu były podobne do tych, które dotyczyły wcze­śniejszych emigrantów, choć były one w głównej mierze polityczne ze względu na dostanie się Polski pod okupację sowiecką.

Powstał wtedy ogólnoniemiecki Związek Polskich Uchodźców (ZPU) i ogólnoniemiecki oddział światowego Stowarzyszenia Polskich Kom­batantów (SPK). Po pewnym czasie reaktywowano też najstarszą polską organizację - Związek Polaków w Niemczech, którego oddział powstał też w Hamburgu.

Po napływie następnych fal uchodźców z Polski powstawały ko­lejne organizacje, m.in. powstały po rozłamie w ZPwN Związek Po­laków „Zgoda", który jako pierwszy nawiązał bezpośrednie kontakty z „Polską Ludową", nie będąc w związku z tym organizacją „niepod­ległościową". Nie jest tutaj miejsce na głębszą analizę tej sytuacji. Dopiero jednak ogromny napływ tzw. „emigracji Solidarnościowej" oraz dużych rzesz tzw. „przesiedleńców" z Polski na początku lat osiemdziesiątych spowodował wzrost liczebności osób, pochodzą­cych z Polski w naszym mieście, a co się z tym wiąże - również wzrost liczby organizacji polskich. Część z nich miała jednak krótki żywot, ponieważ związana była ściśle z sytuacją polityczną w Polsce. Mimo tego, liczbę osób pochodzących z Polski ocenia się dzisiaj w Hamburgu na przynajmniej 100 tysięcy - jest to ogromny potencjał, w większości jednak, jak wszędzie, niezorganizowany. Ci, którzy się zorganizowali, należeli do ośmiu organizacji, zrzeszonych w Komitecie Koordynacyjnym Stowarzyszeń Polskich w Hamburgu (KKSPH), o którym mowa będzie też poniżej. Niezorganizowani żyją własnym życiem i sprawami dnia codzien­nego, mając przy okazji różnych imprez sporadyczny kontakt z organi­zacjami polskimi, z Polską Misją Katolicką oraz z krajem przy okazji wyjazdów do rodziny lub służbowo. Materialnie na ogół powodzi im się nieźle i osiągnęli zadawalający stan integracji, nie wyróżniając się zbytnio wśród reszty społeczeństwa niemieckiego. Mamy też wiele wybitnych jednostek w dziedzinie nauki i kultury i osoby te utrzymują na ogół pewien luźny kontakt z organizacjami polskimi i z powstałym na nowo w 1992 roku Konsulatem Generalnym RP w Hamburgu.

Mój pierwszy kontakt z emigacją! Po krótkim pobycie w Berlinie Zachodnim, przybyłem w sierpniu 1977 roku do Hamburga, z myślą o dalszej emigracji do USA, jak większość naszych rodaków w tamtym okresie, choć ogólnie biorąc, nie było ich jeszcze w tamtych latach wielu. Poprzez kontakt z Polską Misją Katolicką, zjawiłem się pewnego dnia w „Klubie Polskim", gdzie swoją siedzibę miały również SPK i ZPU, a duszą wszystkiego był nie­strudzony „Prezes" - Maksymilian Pelc. Linia polityczna i atmosfera tam panująca bardzo mi, jako emigrantowi politycznemu, odpowiadały, tym bardziej, że moje kontakty z Polską były od chwili ucieczki prak­tycznie żadne, a w Klubie była możliwość miłej rozmowy ze „starymi Niepodległościowcami" i lektury pism, które w Polsce były zakazane.

Był to okres niewielkiego jeszcze napływu uchodźców z Polski i niewielka była też liczba bywalców Klubu - większe imprezy ograni­czały się do wieczorów okolicznościowych z okazji kolejnej rocznicy Powstania Warszawskiego, odzyskania niepodległości, Trzeciego Maja lub też po prostu do „Opłatka" i „Jajeczka". Jako młody emigrant i stu­dent chętnie pomagałem starszym w prowadzeniu Klubu i urządzaniu tych imprez - rozpoczynając mój staż od robienia porządków m.in. w bardzo ciekawej bibliotece.

Strajki roku 1980 zaobfitowały falą nowych uchodźców z Polski - zarówno politycznych, jak i gospodarczych, i wówczas zaczął się też wielki ruch w Klubie. Każdy potrzebował jakiejś pomocy - przy wy­pełnianiu wniosków azylowych i emigracyjnych, ściągnięciu rodziny, załatwieniu mieszkania lub pracy itp. Klub był też jedynym miejscem, które wysyłało listy protestacyjne i organizowało demonstracje, a także przerzut „bibuły", co wszystko z kolei liczyło się przy wnioskach o azyl polityczny, jako tzw. powody „po ucieczce".

Ruch w Klubie był ogromny, tym bardziej, że była to zawsze je­dyna organizacja, dysponująca własnym lokalem (dzisiaj to niestety już przeszłość, lecz misja Klubu w tej formie już się skończyła). Starsi panowie nagle odmłodnieli i z werwą, przypominając czasy Powstania Warszawskiego, pomagali we wszystkim, co było możliwe.

Punkt kulminacyjny nastąpił po otwarciu w Klubie filii Polsko­-Amerykańskiego Komitetu Emigracyjnego (PAIRC), którego stałem się od początku skromnym współpracownikiem i w czym pomogła moja znajomość angielskiego a także pozytywne referencje kół, zwią­zanych z Rządem Emigracyjnym w Londynie, gdzie z kolei przez rok odbywałem mój staż „niepodległościowy", pracując społecznie w

POSKU, SPK i Stowarzyszeniu Byłych Więźniów Sowieckich Obo­zów Koncentracyjnych (SBWSOK). Duży wpływ na moje poglądy wywarli tam m.in. Prezes SBWSOK, śp. prof. Zdzisław Stahl, syn wiceprezydenta miasta Lwowa i współautor głośnej książki Zbrod­nia Katyńska w świetle dokumentów oraz śp. Andrzej Jaraczewski, mój dalszy powinowaty, mąż córki Marszałka Piłsudskiego, Jagody. Po wielu latach zostałem prezesem Klubu, przejmując „pałeczkę" po starszych kolegach, z której to funkcji po prawie czterech latach zrezy­gnowałem, uznając funkcję Klubu za zakończoną. Kontynuując pracę organizacyjną, zająłem się wtedy dalszą konsolidacją stowarzyszeń w ramach KKSPH oraz pomocą organizacyjną w imprezach kulturalnych, które są dzisiaj właściwie jedyną sensowną działalnością „polonijną" w Niemczech, oczywiście pod warunkiem, że są organizowane i wy­konywane przez profesjonalistów. Od początku brałem też udział w działaniach przygotowawczych do utworzenia federalnej reprezentacji organizacji polskich w Niemczech, które zaowocowały utworzeniem Polskiej Rady w Niemczech, współtworząc m.in. pierwszą wersję sta­tutu, a także samą nazwę.

Myślę też (może trochę nieskromnie, lecz szczerze), że moja wówczas dość bezkompromisowa postawa podczas pierwszych rozmów z Senatem Hamburga oraz z niemieckim MSW, a także fakt mojego jednoznacznego wystąpienia podczas konferencji KBWE w Warszawie, dotyczącej mniej­szości narodowych (gdzie byłem jedynym przedstawicielem organizacji pozarządowych z Niemiec), w jakimś tam stopniu przyczyniły się do zauważenia naszej grupy przez niemieckie czynniki rządowe.

Komitet Organizacyjny Stowarzszen Polskich w Hamburgu (KKSPH)

Będąc już prezesem Klubu Polskiego, w czasie, gdy w Polsce dokonał się przewrót polityczny, zacząłem mimo mojego „niepodległościowego rodowodu" zauważać, że działalność organizacyjna wszędzie słabnie. Dzięki kontaktom w Konsulacie Generalnym RP w Hamburgu spotka­łem też pierwszy raz przedstawicieli organizacji polskich, z którymi wcześniej, łagodnie mówiąc, Klub kontaktów nie utrzymywał. Wszyscy oni mieli w swoich organizacjach podobne problemy - brak nowych pomysłów na działalność i odpływ członków. Uznałem więc, że należy przymknąć oko na politykę i spróbować działać wspólnie.

Myśl ta padła wówczas na podatny grunt i jako w jedynym landzie w Niemczech udało się zorganizować wspólne działania na zewnątrz wszystkich zarejestrowanych stowarzyszeń polskich w Hamburgu, przy zachowaniu pełnej suwerenności poszczególnych organizacji. Utworzoną w kwietniu 1992 roku reprezentację nazwaliśmy Komitetem Koordyna­cyjnym Stowarzyszeń Polskich w Hamburgu. Należy tu podkreślić wolę współpracy i kompromisu władz wszystkich tych stowarzyszeń, a także zdolności mediacyjne ówczesnego konsula ds. polonijnych, dra Stanisła­wa Sulowskiego, którego rolę kontynuował Konsul Marek Kostrzewa. KKSPH podjął na początku swojego istnienia od razu rozmowy z Se­natem Hamburga, reprezentując wszystkie stowarzyszenia w naszym mieście, co zostało uznane przez Senat, jako warunek wstępny dla tych rozmów. Od tej chwili poważniej zainteresowano się naszą działalnością i potraktowano nas, jako jedynego partnera do rozmów w tej materii. Tak samo zaczęliśmy występować w stosunku do Konsulatu RP w Hamburgu oraz władz i organizacji polskich.

Wiele tzw. imprez okolicznościowych i rocznicowych organizo­wano wspólnie, co zwiększało prestiż tych imprez, a poszczególnym stowarzyszeniom pozwalało często na redukcję kosztów własnych. Zorganizowaliśmy też imprezy, na które uzyskaliśmy dofinansowanie Senatu Hamburga, Stowarzyszenia „Wspólnota Polska" oraz Konsu­latu RP. Były to 50. rocznica Powstania Warszawskiego, Dzień Polski podczas „Tygodnia Pokoju", Polonia 94 (z udziałem znanej śpiewaczki operowej z Polski, Doroty Radomskiej), montaż słowno-muzyczny w rocznicę zrzucenia bomby atomowej na Hiroszimę (z udziałem Czesława Niemena i trio muzycznego Jurka Lamorskiego - obaj artyści już nam niestety nigdy nie zagrają).

Istnienie Komitetu było też pewnym elementem nacisku przy prowadzonych przeze mnie w imieniu TVP rozmowach z Hambur­gische Anstalt für Neue Medien oraz z Telekomem, dotyczących wprowadzenia TV Polonia do sieci kablowej Hamburga, co w koń­cu doprowadziło do sukcesu i program ten można było oglądać pra­wie 24 godziny na dobę. To osiągnięcie zostało niestety w ostatnim czasie zaprzepaszczone wobec braku wsparcia ze strony polskiej. Z inicjatywy Komitetu i Konsulatu RP uporządkowano w końcu teren ponad 1000 grobów polskich na cmentarzu Ohlsdorf, ustawiono ozna­kowanie po polsku i umieszczono płytę z napisami w dwóch językach. Pod koniec 1992 roku KKSPH wspólnie z Konsulatem RP oraz Polską Misją Katolicką ufundował jeden z dzwonów dla ruiny kościoła-po- mnika St. Nikolai. W 1993 roku zorganizowaliśmy polski koncert w ramach festiwalu „Weltbeat" w Parku Miejskim, spotykaliśmy się z Pełnomocnikiem ds. Cudzoziemców, załatwiliśmy mszę św. po pol­sku na nowopowstałym osiedlu mieszkaniowym i zorganizowaliśmy dyskusję panelową nt. mniejszości polskiej w Niemczech, z udzia­łem władz niemieckich i polskich oraz przedstawicieli mniejszości niemieckiej w Polsce i mniejszości duńskiej w Niemczech. Zorga­nizowaliśmy też występy zespołu „Wileńszczyzna" z Litwy, a także spotkania z poezją wileńską. Na bieżąco utrzymywany był kontakt z Towarzystwem Niemiecko-Polskim oraz Niemiecko-Żydowskim. Ta komfortowa sytuacja istniała w Hamburgu do chwili, kiedy to duża część stowarzyszeń zakończyła swoje działanie z różnych powodów, między innymi, wiekowych oraz wygaśnięcia celów statutowych. Sam Komitet nie został nigdy rozwiązany i obecnie członkami jego są jeszcze 2 stowarzyszenia. KKSPH jest otwarty dla wszystkich zarejestrowa­nych stowarzyszeń i zaprasza takie, gdyby powstały, do współpracy.

Arkadiusz B. Kulaszewski

Komitet Koordynacyjny Stowarzyszeń Polskich w Hamburgu