Rozmowa z prof. Janem Miodkiem – dyrektorem Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, popularyzatorem wiedzy o języku polskim, prowadzącym program telewizyjny Słownik polsko@polski>, laureatem Nagrody Polonicusa 2015
– Przed kilkoma laty prowadził Pan program Ojczyzna-Polszczyzna. My, Polacy za granicą, kiedy spotykamy się ze sobą poza krajem, zdajemy sobie sprawę, że to właśnie język definiuje nasze poczucie polskości.
– Tak, to rozumie się lepiej, mocniej właśnie za granicą. Przeżywa się tę „ojczyznę-polszczyznę” bardziej uczuciowo „z oddali”, nawiązując do książki Jana Nowaka Jeziorańskiego o tym samym tytule. I tę tożsamość, którą tak pięknie wymyślił Julian Tuwim w słowach „ojczyzna-polszczyzna” w wierszu Zieleń. Władysław Stecewicz – pomysłodawca programu, emitowanego w latach 1987-2007, świetnie wykorzystał tę zbitkę wyrazową z wiersza Tuwima, która oddaje istotę rzeczy. Ja wymyśliłem czołówkę muzyczną, którą był znany fragment chopinowski.
Czytaj więcej: ZAWSZE BYŁEM JĘZYKOZNAWCĄ DLA LUDZI
Waldemar Kostrzębski
Ostatni joint
żółte światła latarni
jak pordzewiałe gwoździe
wbijały się w głowę
kadr po kadrze
pociąg za pociągiem
zapatrzony w krawędź ściany
udawał że biegnie
w oczach starej kobiety
przechodzącej obok
nawet cienia uśmiechu
dokąd uciekasz bez butów
zabrakło mu tchu
aby odpowiedzieć wyretuszowanym słowem
kiedy pobladły wszystkie kolory
wiedział już że nie wróci
pochłonął go zamglony świt dworca
Czytaj więcej: POEZJA WALDEMARA KOSTRZĘBSKIEGO
POŻEGNANIA
Kiedy odchodzi tak znany twórca i pisarz, żegnamy Go ciepłym słowem i naszą pamięcią. Podzielę się więc paroma wspomnieniami, które pozostały z bezpośrednich z Nim spotkań, jako z człowiekiem z tych samych stron.
Jego wileńskość była niepodważalna. Miałem szczęście odwiedzać Konwickiego w kamienicy przy ulicy Górskiego, na tyłach Nowego Światu. Pamiętam, jak z lubością mawiał: „My, wilnianie!". Celebrował bardzo dobitnie i ze zwadą:
- Artysta musi mieć jakieś miejsce, jakiś punkt odniesienia. Są tacy, wie pan, co wymyślają sobie różne historie, my nie musimy - my pochodzimy z Wilna.
- Na zasadzie jakiegoś przeczucia, kiedy się wziąłem za pióro, czułem, że trzeba „być skądś" - to daje trwałość samopoczucia, że mogę wnieść coś zupełnie nowego. To bardzo pomaga w karierze literackiej. (...) Przywiązanie do Wileńszczyzny dotyczyło wyłącznie mojego jestestwa, a nawet rozumienia świata - rozwijał tę myśl autor Małej Apokalipsy, a w innej rozmowie odwoływał się do pielęgnowania swej małej ojczyzny i uzupełniał:
- Ja dość wcześnie, jako ten próbujący pisać, zrozumiałem, że trzeba mieć rodowód: właśnie „być skądś”, mieć swoją ziemię ojczystą, swoje nawyki moralno - obyczajowe. Przez całe życie trzymałem się etosu wileńskiego, ale jako honorowy wilnianin, nie nadużywając go. Ja nie byłem wcale Wiechem wileńskim. Natomiast Wilno zawsze istniało w tym, co pisałem - w pejzażu, w klimacie, w duchu i w pewnych obyczajach charakterologicznych.
Czytaj więcej: TRZEBA MIEĆ SWÓJ RODOWÓD. TADEUSZ KONWICKI (1926-2015)