Waldemar Kostrzębski
Ostatni joint
żółte światła latarni
jak pordzewiałe gwoździe
wbijały się w głowę
kadr po kadrze
pociąg za pociągiem
zapatrzony w krawędź ściany
udawał że biegnie
w oczach starej kobiety
przechodzącej obok
nawet cienia uśmiechu
dokąd uciekasz bez butów
zabrakło mu tchu
aby odpowiedzieć wyretuszowanym słowem
kiedy pobladły wszystkie kolory
wiedział już że nie wróci
pochłonął go zamglony świt dworca
Oswobodzenie
zdejmowanie delikatnych pończoch
zajmuje dłoniom całą wieczność
w końcu jednak udaje im się zabłądzić
w oparach nieskazitelnie gładkiej skóry
pulsujemy wraz ze strzępami słów
i zapachem zmierzwionych włosów
proste ćwiczenia wybranych mięśni
nie uchodzą nam jednak na sucho
w minutę dobijamy targu
Wpisany w pejzaż
jestem zbyt emocjonalny
kiedy z wrażliwości traw
i zuchwałości zbóż
zaplatam makowe wersy
przestrzeń pulsuje rytmem
słów powiązanych w pary
co roztkliwia mnie jeszcze bardziej
zapadam się wtedy
w jaskrawożółte metafory
sierpniowego gościńca
by powrócić czarnymi zgłoskami
zielonej pieśni o lecie
Asumpt
miasto budzi się powoli
z monotonii czerni
małe miasteczka
zasypiają wcześnie
jak ludzie
a potem budzą się
z nocnego odrętwienia
jak ze snu malarza
który sztywnymi palcami
rozjaśnia szarości
sennych jeszcze myśli
i mieszając ciepłe farby
z palety powtórnych
zmartwychwstań
kreuje zgaszony cynober
tężejącego dnia
Może wystarczy słów
zmęczony stawianiem
kroków na zakrętach
milczę jak zaklęty
a ty bojąc się ciszy
wypalasz nadmiar lęku
w ogniu głośnej muzyki
chcesz porozmawiać
choćby o niczym
zakłopotany
podaję nieśmiałe słowa
jak dojrzałe maliny
z ust do ust
Missa pro defunctis
oddychasz spokojnie i tylko
oczy gubią się w kalejdoskopie złudzeń
drwiąc z ciebie na potęgę
choć trzymasz je mocno w ryzach
zbierasz się na odwagę
przełykasz gorycz na języku
gasząc ból echem kilku głosek
i trudnopalnych wspomnień
pozostajesz na swoim miejscu
gdy ornat i stuła dawno odwieszone
modlisz sięo refleksyjny sen
w snach wszystko jest możliwe
Paradygmat
świat jest szybszy niż słowa
tak szybki, że nie widać nawet ludzi
którzy pozrywali się jak psy
z łańcuchów, by odczarować go
o kilka nieśmierdzących banknotów
nazywając rzeczy po imieniu
skreślają przyjaciół, jeden po drugim
a potem milcząze sobą
wciśnięci w samotne pokoje
cierpią i potykają się o niewypowiedziane
nie sposób milczeć, gdy świat
tak błyskawicznie się zmienia
tylko szkoda, że nikt nie pamięta już
starych pacierzy
Pokuta
łamię się z Bogiem moją prawdą
potem czekam na właściwy oddech
aby ułożyć bezpańskie daty
co sypią się z otwartego modlitewnika
pozostawiając po sobie rozbieżność myśli
i fraktalną iluzję dawnego buntu
wyrok jest zawsze taki sam
Waldemar Kostrzębski
Urodził sięw 1954 roku w Warszawie. Od 1989 mieszka na stałe w Niemczech, obecnie w Xanten nad Renem. Jest autorem tomików poezji: Jesienne zakłopotanie, Codzienne sprawy, Zapach , Kwadrans po wschodzie słońca oraz Metafory pomiędzy synapsami. Jego wiersze ukazały sięrównież w pierwszej antologii poetów emigracyjnych Wierszobranie – 2010 oraz innych publikacjach zbiorowych. Wielokrotnie publikował na łamach czasopism, m.in. w polskim tygodniku „Angora”, holenderskim kwartalniku „Scena Polska”, niemieckim dwutygodniku polonijnym „Samo Życie”oraz kongresowym wydaniu magazynu „Polregio”. Swoje wiersze prezentował także w licznych audycjach na żywo na antenie Radia Darmstadt, Radia Aspekt oraz Radia Funkhaus Europa. Wielokrotnie nagradzany i wyróżniany w konkursach poetyckich.
Od 2010 roku wraz z żoną Haliną organizuje dla niemieckiej Polonii, zamieszkałej głównie w Nadrenii Północnej –Westfalii wieczory literacko-artystyczne, na których prezentowana jest szeroko pojęta twórczość poetów i muzyków polonijnych. W marcu 2014 roku powołał do życia autorski blog Waldemar Kostrzębski - Poezja po godzinach (waldemar-kostrzebski.blogspot.de), na którym prezentuje multimedialnie swoją poetycką twórczość oraz działania na rzecz krzewienia polskiej kultury i polskiego języka w Niemczech.