flahapl Polska Flag of Germany.svgDeutschland 
  • IMG_0182_new.JPG
  • prezydent.jpg
  • Szydlo_new.jpg
  • U4prezydenta.jpg

Przywołując moją pierwszą szkołę, nie mogę nie wspomnieć pewnej staruszki, która wprawdzie nauczycielką nie była, ale bardzo chciała nauczyć mnie francuskiego. Pewnie dlatego mówiła do mnie wyłącznie w tym języku. Otóż w naszym domu znalazła przytułek pani Buterlinowa, z dworu w Zameczku.

Jej życie i śmierć przywodzi na myśl obecność w naszym domostwie poczciwego psa Wilka. Był to owczarek, którego podobno zostawili wycofujący się Niemcy. Jakież mądre było to stare jednookie psisko! Doskonale rozumiał nas – kiedy, na przykład, rodzina wyruszała do krewnych – biegł pierwszy i naszczekiwał. Był to znak, że niebawem się pojawimy.

Wilk również odegrał znaczną rolę w moim wychowaniu – pilnował mnie, żebym nie oddalał się za daleko. Miał swoje lata, słabo widział, nie dosłyszał. Pewnego razu został przejechany przez samochód. Potem mieliśmy wiele psów, ale żaden nie dorównał inteligencją i wiernością Wilkowi.

Jako pierwszego języka obcego w moim podwileńskim i „socjalistycznym” dzieciństwie uczyłem się więc francuskiego. Starucha usiłowała mnie złapać zaokrąglonym końcem kija, perswadując coś skrzeczącym głosem po francusku. Myślałem wtedy, że w piekle mówią tym językiem.

Pani Buterlinowa podzieliła los ślepego owczarka Wilka. Pewnego razu wyszła z domu i wpadła pod samochód. Nie nauczyłem się wtedy francuskiego, ale przez długie lata chronił mnie złoty medalik z wizerunkiem Madonny z dzieciątkiem i napisem: Mon Dieu proteĝe us toujurs. 1833 August 24, który przekazał ktoś rodzinie z Francji, jeszcze w burzliwych latach popowstaniowych i to ona tłumaczyła mi, co oznaczają te słowa.

 

Recenzja książki Christiana Thielemanna

„Moje życie z Wagnerem”

 

Mein leben mit W

 

Zdaniem Christiana Thielemanna (*1959), powinny to być cechy każdego wagnerowskiego dyrygenta: umiłowanie twórczości kompozytora, przy jednoczesnym zachowaniu „trzeźwego umysłu”. Opublikowana w 2012 r. przez C.H. Beck Verlag w Monachium książka Thielemanna Mein leben mit Wagner, którą napisał przy współpracy dziennikarki Christine Lemke-Matwey, doczekała się anglojęzycznego wydania w sierpniu 2015, w tłumaczeniu Anthei Bell (wydawnictwo Telegraph). Autor jest niekwestionowanym autorytetem w tej dziedzinie, o czym świadczy przyznanie mu funkcji kierownika muzycznego Festiwalu w Bayreuth.

Thielemann zaznacza, że nie jest muzykologiem, lecz dyrygentem, czyli praktykiem. Opis jego trwającej od dzieciństwa przygody z Wagnerem nie ma charakteru rozprawy naukowej, język jest prosty i zrozumiały nawet dla cudzoziemca dysponującego w miarę dobrą znajomością niemieckiego. Fragmenty dotyczące orkiestracji, czy harmonii stosowanej w warstwie muzycznej utworów są przystępne dla bardziej wtajemniczonych; tło historyczne, próby analizy treści i szukanie aktualnego przesłania, powinny zaciekawić każdego humanistę. Swoistym wstępem do głębszej interpretacji jest podrozdział Wagner dla początkujących.

 

NIEMIECKIM TROPEM ADAMA MICKIEWICZA

Andrzej Sznajder

19 sierpnia 1829 roku w Weimarze miało miejsce historyczne spotkanie: 80-letni wówczas Johann Wolfgang von Goethe przyjął i ugościł młodego i mało jeszcze wtedy w Niemczech znanego polskiego poetę Adama Mickiewicza, który z przyjacielem Antonim Odyńcem wybrał się w dwuletnią podróż po Europie.

 

Dlaczego Mickiewicz znalazł się wtedy w Weimarze?

By odpowiedzieć na to pytanie, musimy cofnąć się do roku 1823, gdy władze rosyjskie rozbiły organizację „Filomatów”, patriotyczny związek wileńskiej młodzieży. Wśród aresztowanych i zesłanych w głąb Rosji był również Adam Mickiewicz. Dopiero w 1929 roku pozwolono mu opuścić nieprzyjazny kraj, więc wsiadł w Petersburgu na statek i wyjechał do Niemiec.

Dla szczupłości funduszów puszczam się najkrótszą drogą, to jest morzem do Lubeki, stamtąd w końcu maja ruskiego stanę w Dreźnie, zabawię czas jakiś u wód i dalszą podróż wedle stanu zdrowia i różnych okoliczności rozporządzę – pisał poeta pod koniec kwietnia do Odyńca.

Nim jeszcze Mickiewicz przybył do kraju Goethego i Schillera, łączyły go już ścisłe więzy z ich twórczością. Szyler jest od dawna moją jedyną i najmilszą lekturą. O tragedii „Reiber” (Zbójcy) nie umiem pisać. Żadna nie zrobiła, ani nie zrobi na mnie tyle wrażenia – z listu do Józefa Jeżowskiego, pisanego w Kownie jeszcze w 1820 roku. Wtedy też przełożył Mickiewicz na polski piękny wiersz Licht und Wärme (Światło i ciepło), a wspaniały poemat Schillera, dziś niepisany hymn Unii Europejskiej An die Freude (Do radości), zainspirował poetę do napisania Ody do młodości. Znane jest też powszechnie mickiewiczowskie tłumaczenie ballady Der Handschuh (Rękawiczka).

 

Mickiewicz Szymanowska Odyniec

Adam Mickiewicz, Maria Szymanowska i Antoni Edward Odyniec

RECENZJA

Recenzja.

Życie Petera Bohna (1944-2004), autora książki Marschbefehl nach Weimar, przebiegało pomiędzy dwoma światami: Bawarią, w której urodził się i wychował, oraz Turyngią, gdzie po II wojnie światowej pozostała część jego rodziny. Jego wspomnienia ukazały się nakładem wydawnictwa Frieling, dwa lata przed śmiercią autora. Dzięki temu mamy możliwość zapoznania się z cennym dokumentem z dziejów wzajemnych stosunków NRD i RFN.

Autor, a zarazem główny bohater powieści, prowadzi narrację w trzeciej osobie. Jest bystrym obserwatorem, a zarazem uważnym słuchaczem, pisze ze sporą dozą ciepła i humoru, wiernie przytaczając fakty i treść wypowiedzi swoich rozmówców. Akcja rozpoczyna się w lecie 1953, po upadku powstania robotniczego w NRD, kiedy Peter jako dziewięcioletni chłopiec wyrusza na wakacje pociągiem z Regensburga do miejscowości Kirchheilingen w Turyngii. Jego wujostwo są posiadaczami dużego gospodarstwa wiejskiego, które tracą parę lat później wskutek przymusowej kolektywizacji. Już na granicy z NRD chłopiec staje się świadkiem aroganckiego zachowania wschodnioniemieckich służb celnych w stosunku do pasażerów.

Miodek AAchen 2

Rozmowa z prof. Janem Miodkiem – dyrektorem Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, popularyzatorem wiedzy o języku polskim, prowadzącym program telewizyjny Słownik polsko@polski>, laureatem Nagrody Polonicusa 2015

 

– Przed kilkoma laty prowadził Pan program Ojczyzna-Polszczyzna. My, Polacy za granicą, kiedy spotykamy się ze sobą poza krajem, zdajemy sobie sprawę, że to właśnie język definiuje nasze poczucie polskości.

– Tak, to rozumie się lepiej, mocniej właśnie za granicą. Przeżywa się tę „ojczyznę-polszczyznę” bardziej uczuciowo „z oddali”, nawiązując do książki Jana Nowaka Jeziorańskiego o tym samym tytule. I tę tożsamość, którą tak pięknie wymyślił Julian Tuwim w słowach „ojczyzna-polszczyzna” w wierszu Zieleń. Władysław Stecewicz – pomysłodawca programu, emitowanego w latach 1987-2007, świetnie wykorzystał tę zbitkę wyrazową z wiersza Tuwima, która oddaje istotę rzeczy. Ja wymyśliłem czołówkę muzyczną, którą był znany fragment chopinowski.

K4 09 2 01 Kostrzebski fot.1

 

 

 

 

 

 Waldemar Kostrzębski

 

 

Ostatni joint

żółte światła latarni

jak pordzewiałe gwoździe

wbijały się w głowę

kadr po kadrze

pociąg za pociągiem

zapatrzony w krawędź ściany

udawał że biegnie

w oczach starej kobiety

przechodzącej obok

nawet cienia uśmiechu

dokąd uciekasz bez butów

zabrakło mu tchu

aby odpowiedzieć wyretuszowanym słowem

kiedy pobladły wszystkie kolory

wiedział już że nie wróci

pochłonął go zamglony świt dworca

 

K4.09 01 8 Mieczkowski fot.1

POŻEGNANIA

Kiedy odchodzi tak znany twór­ca i pisarz, żegnamy Go ciepłym słowem i naszą pamięcią. Podzielę się więc paroma wspomnieniami, które pozostały z bezpośrednich z Nim spotkań, jako z człowiekiem z tych samych stron.

 

 

Jego wileńskość była niepodwa­żalna. Miałem szczęście odwiedzać Konwickiego w kamienicy przy uli­cy Górskiego, na tyłach Nowego Światu. Pamiętam, jak z lubością mawiał: „My, wilnianie!". Celebrował bardzo dobitnie i ze zwadą:

-   Artysta musi mieć jakieś miejsce, jakiś punkt odniesienia. Są tacy, wie pan, co wymyślają sobie różne historie, my nie musimy - my pochodzimy z Wilna.

- Na zasadzie jakiegoś przeczucia, kiedy się wziąłem za pióro, czu­łem, że trzeba „być skądś" - to daje trwałość samopoczucia, że mogę wnieść coś zupełnie nowego. To bardzo pomaga w karierze literackiej. (...) Przywiązanie do Wileńszczyzny dotyczyło wyłącznie mojego jestestwa, a nawet rozumienia świata - rozwijał tę myśl autor Małej Apokalipsy, a w innej rozmowie odwoływał się do pielęgnowania swej małej ojczyzny i uzupełniał:

-  Ja dość wcześnie, jako ten próbujący pisać, zrozumiałem, że trzeba mieć rodowód: właśnie „być skądś”, mieć swoją ziemię ojczystą, swoje nawyki moralno - obyczajowe. Przez całe życie trzymałem się etosu wileńskiego, ale jako honorowy wilnianin, nie nadużywając go. Ja nie byłem wcale Wiechem wileńskim. Natomiast Wilno zawsze istniało w tym, co pisałem - w pejzażu, w klimacie, w duchu i w pewnych obyczajach charakterologicznych.

Partnerzy

Logo PRwN

Logo forum

Logo ZDPN

Logo der SdpZ Grau

MSZ logo2

SWS logo

logo bez oka z napisem

Biuro Polonii

Konwent 1

 

© 2013 - 2017 Magazyn Polonia. All Rights Reserved. Designed By E-daron.eu

Please publish modules in offcanvas position.